Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Afrykarium

Obraz
Czasem nie bywa się w zoo latami, od dzieciństwa niektórzy nie mają okazji... A czasem bywa się w nim dwa razy w roku :) O pierwszej wizycie nie pisałem - ot i mało ciekawa notka. Ale gdy w największym zoo w Polsce powstaje tak wyjątkowe na skalę tej części globu miejsce, jak Afrykarium, to trzeba już o tym napomknąć. Wrocław chwali się tym osiągnięciem i reklamuje się nim na całą Polskę (słyszałem o reklamach w Gdańsku "Przyjedź do Afrykarium"), a pewnie i nie tylko. Do końca roku bilety mają być zawarte już w cenie biletu do zoo. (Choć nawiasem mówiąc, uważam, że już teraz są przesadzone, gdy chcesz wybrać się całą rodziną popatrzeć na pawiany.) Później cena na tę atrakcję ma być dodatkowa do biletu wstępu. Miejsce okazało się być wielkim sukcesem! Przez pierwszy miesiąc odwiedziło je ponad 100 tysięcy osób. Jeżeli więc utrzyma się ta tendencja, to Afrykarium szybko dołączy do nowych wizytówek Wrocławia, takich jak choćby fontanny na Pergoli, stadion, czy Sky Tower.

Reszt(k)a lata

Obraz
Reszta lata jedynie rozpędziła nas do częstszych, weekendowych aktywności. Odrobinę wspinu, który akurat w tym roku zszedł gdzieś na plan dalszy i oby chwilowo, zakończyła deszczowa i wietrzna pogoda. Słabo jak na sierpień. Ale po spędzeniu i tak już zimnej nocy w Górach Sokolich postanowiliśmy jednak wykorzystać jakoś ten weekend. Klapki skierowaliśmy w stronę Rudaw Janowickich oraz ich kolorowych jeziorek. Mamy tutaj cztery jeziorka; żółte, purpurowe, błękitne oraz czarne. Niegdyś na tych terenach istniały kopalnie odkrywkowe łupków, które przetwarzano na kwas siarkowy. Gdy zaprzestano wydobycia na początku XXw do głosu doszła natura zalewając wyrobiska. Kolor wody uzależniony jest od składu chemicznego podłoża. Nie jest tam łatwo trafić, ale turystów nie brakuje, wszak National Geographic ogłosiło to miejsce jednym z 7 cudów Polski :) Zamek Bolków W drodze powrotnej, by weekend był bardziej wykorzystany, zatrzymaliśmy się w Bolkowie. To niewielkie, ale XIII-wieczne mias

Skrótowo

Obraz
Chwałków Skoro już wspominałem o zapoczątkowanej serii, to czas nieco rozwinąć, choć skrótowo. ;) Oprócz cieszenia się Wrocławiem, weekendowo nosiło nas na dystansach "klapkowych"... I tak; w czerwcu odwiedzony kamieniołom w Chwałkowie. Plan iście wspinaczkowy, by rekreacyjnie przypomnieć sobie "jak to było". Przyjemnie było, acz miejsce już wyeksplorowane do cna, więc szybko się może znudzić. Tegoż samego wieczoru wybraliśmy się na Ślężę - pobliską, świętą górę Słowian. Jakby mistycyzmu było mało, była to noc Kupały, więc ściągały tam gromady Słowian z pobliskich miast i wsi ;] Na, wydawałoby się, niewielkiej górze, naliczyliśmy ponad 20 ognisk, a zapewne oczy i matematyka nas w tym gąszczu zawiodły. Gitarowym śpiewom z przypadkowymi ludźmi do rana nie było końca :D i nie odstraszały nawet coraz silniejsze deszcze... Polecamy to przeżycie, jakkolwiek może już mało tradycyjne, alkoholowe, ale zarazem pełne pokazów ogni i życzliwych ludzi, każdemu z okolicy. W

Coś nowego

Od powrotu minęły 3 miesiące. Nie wszystko sobie wyobrażałem w ten sposób. Ale to akurat bardzo dobrze, bo jest jeszcze lepiej... choć inaczej niż planowałem. :) Z pracą wychodzę poza strefę komfortu rzucając się na głęboką wodę. Zmiany tuż za rogiem, oby się udało. Jest plan na interesujący i obiecujący biznes - niestety na to jeszcze ciężko znaleźć czas. Organizacja czasu i realizacja planów na razie mało skutecznie, ale powoli do przodu. Duchowo - jak zwykle, czyli dobrze znane: "miało być lepiej" ;) Natomiast pojawiło się największe wydarzenie tego odrodzenia - klapki nie zostawiają za sobą już dwóch śladów, a cztery! :D I to jest największą zmianą, która wpłynie na dalsze losy obydwu par obuwia i ich ścieżki. A także na tego bloga (który być może teraz będzie mieć dwoje Autorów) :) W dalszych planach kolejna daleka podróż, która znajdzie tu swoją relację. W najbliższych miesiącach będzie czas na jej dokładne zaplanowanie i realizację. Natomiast w bliższych pla

Zakończenie

Obraz
Czas na ostatni wpis na blogu. Przynajmniej na razie, może kiedyś, przy kolejnej okazji podróży, blog zostanie reaktywowany. Oby jak najszybciej... i tylko, jeśli będzie to kogoś interesowało ;) Dziękuję Wam wszystkim za zainteresowanie i pozytywne komentarze przez cały mój wyjazd. Ponad 1000 odwiedzin w niecałe 7 tygodni, to więcej, niż się spodziewałem. Jeżeli macie ochotę poświęcić jeszcze kilka chwil, na przejrzenie bloga od początku, to zapraszam :) Wyedytowałem wszystkie posty w celu dodania, tak upragnionych przez Was, zdjęć, link do większej ich ilości znajduje się TUTAJ , oraz do interesujących tematów, które mogą trochę poszerzyć informacje, o których pisałem i coś wyjaśnić. Posty dzięki temu staną się pełniejsze i bardziej obrazowe. Poniżej dołączam mapkę przedstawiającą jak się poruszałem. Dzięki raz jeszcze i do zobaczenia w podróży ponownie... :) https://mapsengine.google.com/map/edit?mid=zkAn7SQr9LE0.kpG6ZWKsO8qg&hl=pl

Powrot

Obraz
Gdy żegnałem się z KIBI, miałem wręcz wrażenie, że to miejsce również żegna się ze mną. Zielona Tara niemal poraziła mnie prądem. :) Więc czas wracać. I szczerze, nawet nie jest mi z tym tak ciężko, jak myślałem, że będzie ;) Czuję nawet (w końcu) podekscytowanie na tę podróż. Mam poczucie, że tak na prawdę dopiero teraz zaczyna się ta prawdziwa i najważniejsza. Dlatego, że po powrocie trzeba będzie się sprawdzić na ile rzeczywiście coś zmieniło się w moim życiu. Sprawdzić nowe priorytety i wykorzystać nowe siły do tego, by coś zmienić i zbudować coś ważnego. Wielkie rzeczy dopiero nadchodzą... :) Aeroflot od dziś stał się dla mnie najlepszą linią lotniczą na świecie. Serio :D Przy boardingu wyczytane zostało moje nazwisko. Podszedłem trochę zdezorientowany. Okazało się, że z jakiegoś tajemniczego powodu, zostałem przesunięty do klasy bussiness ;] Dużo przestrzeni, fotel regulowany w 20 miejscach, posiłek z tylu dań, że nie zliczyłem, na poziomie drogiej restauracji i steward

Uwaga! Hindus za kierownica!

Jeszcze w Port Blair spotkałem 2 Hindusów, którzy trochę podróżowali po Europie. Podsumowali, bardzo trafnie, że to co tutaj dzieje się na ulicach, musi być dla mnie jak dziki zachód. :) Przyszło mi na myśl, co taki Hindus musi mieć w głowie, gdy przyjeżdża do Europy na początku. Myśli pewnie: "Co za idiota to zbudował?! Dlaczego wszyscy jeżdżą pod prąd? Ludzie mają chodniki? I nie chodzą po ulicach?! A jak na nie wchodzą, to inne samochody się zatrzymują? Gdzie są ich wszystkie krowy i psy? Nikt nie trąbi? Samochody trzymają się swoich pasów? Przecież tak się nie da funkcjonować! A te kierunkowskazy? One coś znaczą?! Nonsens, co za wymysł?! I może jeszcze na te wszystkie znaki przy drodze ktoś zwraca uwagę?" To dla nich dopiero musi być dziki zachód. Albo może odwrotnie. Zbyt sztywne i za ciasne pudełko, by się w nim wygodnie zmieścić?

Podsumowanie

Przed przyjazdem do Azji słyszałem od ludzi, którzy mieli już za sobą taką podróż, że fajnie jest tego doświadczyć. Raz. Bo generalnie życie tutaj jest denerwujące, pełne trudności, nie ma takiego miejsca do rozwoju jak Europa (to akurat prawda) i w końcu, że naukom, które nam są przekazywane, niczego nie brakuje, są pełnowartościowe. I zwłaszcza to ostatnie chciałem sprawdzić. Nie zawiodłem się. Powiem nawet, że nauki w Europie często lepiej do mnie trafiają, niż od tutejszych nauczycieli, są bardziej przejrzyste. Ale nie powiedziałbym, że jest tu tak źle, denerwująco, albo że nie ma warunków do rozwoju. Moim zdaniem są tu miejsca, gdzie rozwój może wydarzać się niemal samoczynnie. Na pewno nie wrócę już w każde z miejsc, w którym byłem. Ale do Kathmandu, czy Bodhgaya wrócę najszybciej, jak to będzie możliwe. Kiedyś twierdziłem, że życie jest za krótkie, by jechać dwa razy w to samo miejsce. Teraz twierdzę, że życie jest za krótkie, by w te dwa miejsca pojechać wystarczającą lic

KIBI again + Taj Mahal

Obraz
I znów w KIBI. Przywitała mnie grupa żartujących Niemców (tak, istnieją tacy) i pyszna kolacja. Mimo, że jestem tu dopiero drugi raz, poczułem, jakbym wracał do domu. :) To zadziwiające też dla mnie, jak mocno miejsce wpływa na motywację do praktyki. Ledwo tu przyjechałem, a już chce mi się medytować 5x bardziej. W innych miejscach szukam sobie wymówek, zupełnie niepotrzebnie. A tu cała, wielka Gompa dla mnie :) Mimo końca wycieczki i bliskości domu (śmieję się, że jestem już blisko domu, bo przecież z Delhi mam wylot), to jeszcze nie koniec zwiedzania. Pojechałem do Czerwonego Fortu. Właściwie nic wielkiego, trochę obwarowań wpisanych na listę UNESCO :) Za to obok olbrzymi, prawdziwy, niekończący się targ. Może trochę zbyt nowoczesne artykuły, ale poczułem, że zapewne handel w tym miejscu wygląda w ten sam sposób od stuleci. Przekrzykiwanie się na wzajem, targowanie się, schodzenie z ceny i wciskanie Ci zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Ciekawe przeżycie. Zauważyłem też, ze bardzie

Andamany cd

Obraz
Wyobrażacie sobie, że na Andamanach nie ma adresów? Podajesz tylko nazwę hotelu, firmy, czy miejsca i... to wszystko :) Zresztą adresy w innych częściach Indii też nie są rozwiązaniem. Wyobrażacie sobie, że w Europie taksówkarz nie zna adresu, który mu dajecie? Tutaj wsiadasz do taksówki, czy rikszy, podajesz adres, negocjujesz cenę, ruszacie, po czym obserwujesz jak Twój kierowca pyta innych o drogę, bo jej nie zna. Po prostu... :) Trochę było kłopotów z nurkowaniem, ale w końcu się udało, choć jednak bez wraków. Samolotu też nie znalazłem. ;] Generalnie trochę nowych rybek, których w Egipcie nie ma, niektóre wielkie okazy i rzadkie ukwiały. Ale jakoś nie byłem zachwycony. Master diver, mimo, że na wyłączność, słabo rozgarnięty. Nurkowanie dość płytkie, do 18m, rafa mała i momentami kiepska widoczność. Wciąż też bez żółwi i delfinów. Nie powaliło mnie to, ale kolejne godziny pod wodą zaliczone. Brak grupy sprawił, że nurkowania były dłuższe, ja przecież prawie nie zuży

Wesołych Świąt!

Obraz
Może nie z wysp Wielkanocnych, ale wesołych i radosnych życzę wszystkim w kraju :) Rano z Adamem spotkaliśmy się z trzema miejscowymi studentami na motorach. Motocykle były dwa, więc bym mógł się zabrać, zadzwonili po jeszcze jednego kolegę. Obwieźli nas po kilku miejscach. W zamian postawiliśmy im obiad i wieczorem alko. Bardzo szybko starają się zaprzyjaźnić i być blisko. Zadają szybko takie pytania, że ho-ho ;) Zabrali się też za obsługę mojego telefonu, by obejrzeć moje zdjęcia i przesłać bluethooth'em swoje. Jak, u licha, poradzili sobie z polskim menu?! Na motocyklach zatrzymała nas nawet policja do kontroli. Ale mam wrażenie, że to przeze mnie, bo najwięcej pytań było do mnie. W stylu skąd jestem i jak mam na imię ;) Za to na plaży policjantka próbowała wyżebrać ode mnie "one dolar"... wtf? Później jeszcze poszliśmy z Adamem i moją piersiówką, jak porządni Polacy, do parku. Gadaliśmy kilka godzin o filozofii, Buddyzmie, życiu i podróżach. W sumie szkoda

Port Blair

Obraz
17.04.14 Tak jest, moi drodzy. Drobne wakacje na Andamanach. ;D Gdy wysiadłem z samolotu, napadła mnie grupa riksiarzy. I mimo, że wiem, że tak się nie robi, olałem listę hoteli jakie miałem i zdałem się na jednego z nich. Po długich ustaleniach na czym mi zależy, ruszyliśmy. Pierwszy hotel był paskudny. Mimo to, zmęczenie i wola wzięcia prysznica po 2 dniach podróży prawie mnie tam zatrzymały. Kierowca się jednak wygadał, że to praktycznie poza miastem :] Drugi hotel już był strzałem w dziesiątkę. Gdy zobaczyłem wielu białych turystów, wiedziałem, że zostaję. Cena dobra, do tego gość z recepcji bardzo pomocny. Jedynym minusem miała być odległość od plaży. Myślę sobie - niemożliwe. Ale faktycznie, powrócił koszmar włoskiego Livorno... Jak można zbudować miasto nadmorskie bez kawałka plaży!? Nonsens! No ale mówię sobie: "ja nie dojdę?" Więc ruszyłem w upale, długą promenadą wzdłuż wybrzeża. Ludzie się po drodze uśmiechali, witali itd. W końcu sobie myślę, że chyba mogę

Darjiling

Obraz
14.04.14 Ze wspomnianą już ekipą 2 Niemek, 2 Nepalczyków, 1 miejscową i kierowcą, jeepem wyjechaliśmy wcześnie rano z Rumteku. Bałem się, że może być ciężko się z tej dziury wydostać, zwłaszcza przez wybory, które paraliżują cały stan. Dlatego ucieszyłem się, że ekipa ma podobny plan i trochę im się do tego jeepa wprosiłem, jako, że Niemki jakoś specjalnie przyjacielsko mnie nie zapraszały. W zamian zdarły ze mnie za tę podwózkę co najmniej 2x więcej niż powinny, więc jakoś nie mam wyrzutów. Plusem, że po drodze odwiedziliśmy jeszcze w zachodnim Sikkimie kilka miejsc, do których sam bym nie dotarł. Kilka jaskiń Guru Rinpoche i stupy w Ranipul. W połowie drogi się od nich odłączyłem, bo one planowały do Darjilingu jechać dopiero kolejnego dnia, a wcześniej zbadać jakieś dzieciaki w pewnej wiosce. Pomogli mi złapać jeepa do Jorethang i tam miałem się przesiąść do Darjilingu. Do tego miejsca wszystko szło gładko. Na miejscu okazało się, że ostatni jeep do Darjilingu właśnie

Opcja B

Obraz
Prolog wpisu: istotnym zagadnieniem, by zrozumieć ten wpis, jest konflikt między Karmapami (podstawowe informacje znajdują się tu ). Obecnie w tradycji Kagyu panuje rozłam z powodu istnienia dwóch Karmapów. (Karmapa to głowa, główny nauczyciel w szkole Kagyu.) Popierany przez Shamara (drugi w hierarchii mistrz Kagyu), większość Tybetańczyków na uchodźstwie i większość świata zachodniego Trinlej Taje Dordże ma konkurenta w osobie Ogjen Trinlej Dordże , popieranego przez chińskie władze i (bezprawnie, wg opinii autora bloga) przez Dalaj Lamę. Klasztory i osoby popierające chińskiego Karmapę, popularnie na zachodzie nazywa się Opcją B, Sangą B, lub chińską opcją. 12.04.14 Ten dzień wywołał we mnie ogromne przygnębienie. Poszedłem do Old Monastery, klasztoru powstałego przy starym, niszczejącym domku. Tym samym, w którym mieszkał 16ty Karmapa po ucieczce z Tybetu. Klasztor bogaty, a tak ważny dom zamknięty i popadający w ruinę. Oczywiście miejsce jest pod kontrola opcji B. Gdy się t

Rumtek

Obraz
11.04.14 Ta część będzie nudna dla niebuddystów ;) Rano poszedłem do Ani Gompa, klasztoru mniszek (Ani to po tybetańsku mniszka). Głównej mniszce (Ani Tsultrim, po prawej na zdjęciu) przywiozłem z Kathmandu reklamówkę ubrań, od jej mamy, a dla pozostałych czekoladki i książkę do nauki angielskiego, od ich nauczycielki, którą poznałem w KIBI. A jest nią Polka, Karolina :) Miałem więc mocne wejście. Posiedziałem z nimi, pomedytowałem i zaprosiły mnie na lunch. Na nim były też dwie Niemki, które robią niesamowitą robotę. Co roku zbierają grupę lekarzy różnych specjalności, miejscowych i europejskich, i jeżdżą z nimi po takich zapomnianych klasztorach na końcu świata, jak ten, badają i leczą ludzi. Niesamowite. Po jedzeniu obserwowałem jak to wygląda, bardzo zabawnie, ale przy tym bardzo pożytecznie. Jutro rano mam tam wrócić na pudżę Zielonej Tary. (Jak się później okazało robią ją rewelacyjnie, z taką werwą, że ci flegmatycy z KIBI, zwani mnichami, mogą się schować ;D ) Mniszki są p

Himalaje w ogniu

Obraz
Sikkim udowodnił mi, że są jeszcze miejsca na świecie bez internetu. Ale pozdrowienia dla tych, którzy się martwią i dopytują, co ze mną ;) Będziecie mieć co czytać... 10.04.14 Czy przywiązanie do miejsca dharmicznego to wciąż poziom osobisty? No dobra, wiem, że tak. :| Ale gdy stanąłem objuczony bagażem po raz ostatni pod Boudha, nogi mi zesztywniały, a coś w umyśle mówiło "zostań". Ale bilet kupiony, trzeba było jechać. Pojechałem, co nie było do końca rozsądne, autobusem do Kakarvitty, na wschodnią granicę Nepalu z Indiami. Jedyne 17h drogi. Widoki Himalajów były kapitalne. Szkoda, że ludzie tak nie szanują tego, co mają. Pełno tu śmieci, a w nocy widziałem wiele drobnych i większych pożarów. Zbyt wiele, by nazwać to przypadkiem. Pewnie jakieś hinduskie święto ma w tym udział, ale to już przesada. Spodziewałem się starego, zatłoczonego autobusu. Nic z tych rzeczy. Co prawda na moje miejsce miał też bilet ktoś inny, ale autobus był bardziej przestronny niż te, któr

Spakowany

Obraz
Zrobiłem dziś trzy Nyndro ;D niestety to właściwe również należy, więc i jemu poświęciłem czas. Niemniej 3 kory wokół Swajambu, to był świetny pomysł. A poxy pod Boudha, podobnie jak w Bodhgaya, robią się same ;) Szybujący orzeł 2 metry nad głową i podchodzące blisko małpy dawały do myślenia. Kathmandu żegna mnie brakiem światła i dużym rozluźnieniem (i nie chodzi tylko o sraczkę) połączonym z jakąś wielką radością. Szybko można się tu poczuć jak w domu. Cieszę się, że tu jestem i wiem, że jeszcze wrócę. Te twarze i kolory wokół Boudha co rano, to coś najpiękniejszego, co mogę sobie wyobrazić. Teraz czas ruszać dalej. Jutro wcześnie rano taniec lamów, a później autobusem na wschód Nepalu, do granicy z Sikkimem. Jestem zbyt spokojny, by czuć nawet podekscytowanie. Wiem, że i tak mnie coś zaskoczy ;) Za to wydaje się, że mam farta z pogodą. Do dziś w Sikkimie było max 5-7 stopni! Wg prognoz, od jutra ma być 20-30 :D Zostałem już właściwie sam, więc jest czas na refleksje. Te

Ningma day

Obraz
Tuż przed wyjazdem większość ludzi z naszej grupy się pochorowała żołądkowo. Niektórzy nawet mocno. Mam podejrzenie, że to przez wodę w naszym hotelu. Jutro wyjeżdżają pozostali, w tym osoby, z którymi byłem najbliżej. Trochę mi tego szkoda. Do końca pobytu w Kathmandu będę miał przynajmniej jedną współlokatorkę, później już sam. W tym rejonie świata zupełnie normalnym widokiem jest dwóch facetów idących za rękę, czy obejmujących się. Wygląda to może dziwnie, ale nie oznacza nic ponad to, że są dobrymi przyjaciółmi. :) Co również ciekawe, ich dniem wolnym od pracy, jak u nas niedziela, jest sobota. W niewielkiej grupie odwiedziliśmy dziś klasztor Ningmapów i widzieliśmy się z Rinpoche Dilgo Khyentse. Niezwykły 20latek. Przy każdym pytaniu, jakie mu zadaliśmy, byłem głęboko zawstydzony. Uświadomił nam, że te pytania są zupełnie źle postawione i nie do niego. Myślę, że dostaliśmy od niego dokładnie to, czego potrzebowaliśmy. Za to medytacja w jego oczekiwaniu, w pokoju jego poprz

Himalaje

Obraz
Wczoraj po raz pierwszy nieco padało, i niektórzy nawet twierdzą, że to z mojej winy ;) Anyway, deszcz oczyścił powietrze ze smogu i pyłu, i dziś rano z doliny Kathmandu można było podziwiać piękną panoramę na najwyższe pasmo górskie świata, w tym... Everest! :D Pojechaliśmy dość wysoko w góry na przeciwległe zbocze doliny. Widok był boski. Majestatyczne, wielkie, ośnieżone. Pomyślałem, że muszę tu wrócić kiedyś w górskich celach. Już koło południa widok znów pogrążył się w niebycie brudnej mgły. Bardzo mało snu ostatnio, ale nie wywołuje to nawet takiego zmęczenia. Pierwsi ludzie już się żegnają i wracają do Polski. Aż trudno mi teraz uwierzyć, że za 2 dni zostanę sam. Z jednej strony nawet się cieszę, a z drugiej... niekoniecznie. Grupa była na prawdę ciekawa i całkiem zgrana, jak na 20 kilka osób z różnych części kraju. Najbliższe dni, to dużo praktyki i przygotowania do wyjazdu do Sikkimu .

Kathmandu

Obraz
Po wypiciu nieco czangu (tybetański alkohol ryżowy), chodziłem nocą wokół stupy Boudha. Strasznie szkoda, że nie ma takich miejsc w Europie. Generalnie mam wciąż mieszane uczucia co do tego miejsca. Więcej Himalajów zobaczę chyba w Sikkimie. Co prawda nie ma tu tylu kup na ulicach, komarów, klaksonów i upału, co w Indiach. Ale z drugiej strony, wyłączają tu prąd kilka razy dziennie, ciepła woda jest raz dziennie, a życie jest droższe. Jedynie sprzęt górski można tu kupić za grosze. Nawet mój przewód pokarmowy lepiej o dziwo znosił Indie. Palenie zwłok wszędzie wygląda podobnie, tak jak i smród z rzek. Ktoś powinien tu nauczyć dbać ludzi o przyrodę. Po raz kolejny w życiu okazało się, że istnieje tylko tu i teraz, i tylko je powinno wykorzystywać się do maximum. Planowanie nie ma sensu. A rzeczywistość jest bardzo zawziętą iluzją. Nepalskie kobiety i dzieci są prześliczne. Każde oczywiście na swój sposób ;) Bardzo wielu na każdym kroku uchodźców z Tybetu, którzy czują się tuta

HA HA

Obraz
Pomyślałem, że najlepsze sylaby ze stu, to: `ha ha`. Zostawiamy z żalem wygodną trawę pod drzewem Bodhi w Bodhgaya i wyruszamy dalej. Wyjeżdżając z tego magicznego miejsca czułem smutek. Ale kierunek Nepalu to było moje marzenie od dziecka, więc też wydawał się podniecający. W drodze spędziliśmy aż 35h, z tego nasz kierowca spał nie więcej niż 4-5h. Po drodze odwiedzone miejsca śmierci (Kushinagar) i narodzin ( Lumbini ) Buddy. Granica nepalska była dokładnie taka, jak sobie wyobrażałem - trochę jak z westernu lub u peruwiańskich górali ;) Samo Kathmandu na początku mnie nie przekonało. Dużo smogu i pyłu, rozwiewanego przez wiatr. Ciężko bez maseczki się tu poruszać. Ale ludzie są milsi i przyjaźniejsi niż w Indiach. Stupa Swayambu i wszystko dookoła, to trochę zatłoczone, ale bardzo ważne dla nas miejsca. Chodziłem tam momentami jak zamroczony. Co odbijało się nawet na moim samopoczuciu. Ale dziś był piękny dzień. W mniejszej grupie i z zakupowym szaleństwem, ale bardzo zaba

Bodhgaya

Obraz
Pisanie Wam po raz kolejny, że gdzieś jest niesamowita energia, nie ma chyba już sensu, więc nie będę tego robić. ;) Medytując pod drzewem Bodhi, nóż mi się w kieszeni otworzył, gdy pomyślałem, że kilka miesięcy temu jakiś muzułmanin chciał wysadzić to piękne miejsce w powietrze . Nikt mógł już go w takiej postaci nie zobaczyć... Tyle tam szkół, klasztorów, różnych mnichów, stup . Mógłbym już stąd nie wyjeżdżać. Dużo się dzieje, dużo zwiedzania i nawet chodzenia po górach. Wczoraj na wzgórzu Dakiń był nawet mały bouldering w piaskowcu :)  Dziś wizyta u Beru Kientse. Ten człowiek to prawdziwa kula radości, dosłownie. Czerwona Dakini igrała w świetle stupy. Generalnie często dla miejscowych, zwłaszcza w małych miasteczkach i wsiach, jesteśmy atrakcją. Robią nam zdjęcia i kręcą filmy. W jednej z wycieczek natrafiliśmy na protest zamykający nam drogę przejazdu. Mało nie doszło do przepychanek między nami, a całą wioską. Na szczęście nas puścili kompromisowo inną drogą, gdzie c

Maha Bodhi Express

Obraz
Duże zaległości się zrobiły. Z Delhi do Gaya z 16h pociągiem klasy sleepers (najgorsza klasa sypialna, sam na taką podróż się nie zdecyduję) zrobiło się 20. A to i tak świetny wynik! Generalnie organizatorzy straszyli nas historiami, które na szczęście nie znalazły swego miejsca w przestrzeni (jak wrzucanie krowich kup przez okna, przez dzieci w mijanych wsiach). Choć samo poruszanie się po dworcu sprawiło, że tęskniłem za starym pkp w Katowicach ;) Do pociągu trzeba się przepychać przez morze Hindusów i ich bagaże, które miałaby w Polsce 10-osobowa rodzina. Od telewizorów, przez rowerki dziecięce po kolorowe tobołki. Tyle, że od przeciętnego Europejczyka są 1,5 głowy niżsi, więc zastawić się nie jest problemem, zwłaszcza w zwartej grupie. Czują też respekt do białych. W pociągu dobrze, że trafiło mi się miejsce od razu leżące pod sufitem, bo wciąż trawiła mnie gorączka, więc przeleżałem całą podróż bez życia prawie. Reszta trochę walczyła z miejscowymi, by nie zajmowali im

Nie oceniaj medytacji, ani stolca

Obraz
Temat kupy generalnie stał się podstawą wszelkich dyskusji i żartów. Nikogo już nie gorszy nawet podczas posiłków... ;] Niestety dopadł mnie jakiś wirus, ten sam co Karmapę, i przeleżałem pół dnia z gorączką, zamiast jechać na targ. Wziąłem od razu antybiotyk, bo nie ma czasu na choroby. Mimo totalnego osłabienia zwlokłem się na inicjację , ale to był naprawdę ciężki dzień. Oczyszczenia, yey! Wieczorem mieliśmy kolację z Karmapą i wielkie poruszenie wzbudziło, gdy dosiadł się do naszego stolika. Gdy mówił o tym, co możemy dla niego zrobić, miałem ciary na plecach. To było niesamowite... Aż poczułem się lepiej w jego polu mocy. Gdyby mi jeszcze tylko tak nie ciekło z nosa. Zapytałem go, kiedy będzie w Europie. Powiedział, że w przyszłym roku. A propos chorób... Polacy to jednak lekomani, mnie nie wykluczając ;) Mimo, że większości z nas nic takiego nie dolega, udaliśmy się już na początku do jakiejś słynnej, tybetańskiej lekarki . Na podstawie badania pulsu wie co Ci dolega

Urodziny

Obraz
Lama Ole miał urodziny 19go, więc po wykładach odśpiewaliśmy mu Mahakalę mimo, że go tu z nami nie ma. Wielu się wzruszyło. Później, w polskim gronie, zaczęła się regularna impreza za jego zdrowie... ;) Komuś niefortunnie wygadałem się, że dzień później sam mam urodziny i nie pozwolono mi już tego ukryć. Do północy było zdrowie Olego, po północy moje... Za tort robiła konserwa, którą dostałem na wyjazd od grupy salsowej (smakowała jak nigdy), buteleczka też się przydała ;) W tym miejscu pozdrowienia dla Was, Salseros. Wszyscy byli pod wrażeniem zestawu od Was ;) Powiedzieli tylko, że brakuje pieluch i prezerwatyw. Jedną zresztą dostałem w prezencie, z tekstami: "rozpakuj prezent! przymierz! sprawdzimy, czy wykorzystałeś" :P W ogóle pewnie wyjdę na pijaka, ale jakoś trzeba się tu chronić przed bakteriami i zatruciem. I choć trudno się tu upić, to wytrzeźwieć jeszcze trudniej :P (Pierwszy raz w życiu obudziłem się pijany we własne urodziny.) A propos zatruć, konkurs j

KIBI i Delhi

Obraz
Inicjacja z Karmapą , jak zwykle, wyrywa z butów! Niestety, ze względu na jego chorobę, już drugi dzień program kursu jest zmieniony i nie możemy się z nim zobaczyć. Jutro za to ma być podwójna sesja, aby nadrobić. Za to energia tu jest ogromna, a każda medytacja niesamowita. Wracają najlepsze wrażenia i przychodzą bez wysiłku. Z tego się chyba cieszę najbardziej. Delhi to zupełnie inny świat. Przejażdżka tuk-tukiem, to przeżycie... Dosłownie, bo czasem masz wrażenie, że ostatnie w Twoim życiu ;) Żaden filmik na YT tego nie odda. Mimo to, jakoś ten dziwny świat funkcjonuje i to z dużym, dostojnym spokojem miejscowych :) Co w tym towarzystwie klaksonów jest dla Europejczyka niepojęte. Upał jest prawie nie odczuwalny mimo temperatury. Właściwie, jeśli już, to zaczyna się dopiero po 14, a w murach klasztoru i tak wciąż panuje przyjemny chłód. Ale mam świadomość, że z dnia na dzień będzie goręcej, a podróż dopiero przed nami. Jedzenie w KIBI mamy genialne i w miarę bezpieczn

doLot

Obraz
Lotu z Moskwy do Delhi długo nie zapomnę. W rosyjskich liniach zabrania się picia alkoholu - uwierzycie? Bo na pewno uwierzycie, że 5 min po starcie już dwóch Rosjan obok mnie otwierało bez skrępowania, mimo zakazu, 0,7 własnej whiskey, a stewardessa niosła im lód, pokrojoną cytrynę i kilka puszek coli. ;) Gdy odezwałem się po angielsku, siedzący obok Alexiej zapytał skąd jestem i wtedy się zaczęło. Rozmowa o Ukrainie, politykach, komunie i Słowianach. Na szczęście okazał się być "swoim chłopem", a Rosjanie zupełnie przeciw politykom. Najwyraźniej to samo musiał pomyśleć o mnie, bo już 10min później piłem z nimi. Jego kompan poszedł spać, więc skończyliśmy butelkę sami, gadając jak poczciwe chłopy o rodzinie i robocie. Alex wyszedł z samolotu mocno pijany, nie mogąc sobie darować, i tu mam osobistą satysfakcję, że ja byłem właściwie trzeźwy... Dalej bez negatywnych przygód. KIBI zrobiło na mnie świetne pierwsze wrażenie, to miejsce ma wielką energię. Co odbiło się na moic