Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2014

Bodhgaya

Obraz
Pisanie Wam po raz kolejny, że gdzieś jest niesamowita energia, nie ma chyba już sensu, więc nie będę tego robić. ;) Medytując pod drzewem Bodhi, nóż mi się w kieszeni otworzył, gdy pomyślałem, że kilka miesięcy temu jakiś muzułmanin chciał wysadzić to piękne miejsce w powietrze . Nikt mógł już go w takiej postaci nie zobaczyć... Tyle tam szkół, klasztorów, różnych mnichów, stup . Mógłbym już stąd nie wyjeżdżać. Dużo się dzieje, dużo zwiedzania i nawet chodzenia po górach. Wczoraj na wzgórzu Dakiń był nawet mały bouldering w piaskowcu :)  Dziś wizyta u Beru Kientse. Ten człowiek to prawdziwa kula radości, dosłownie. Czerwona Dakini igrała w świetle stupy. Generalnie często dla miejscowych, zwłaszcza w małych miasteczkach i wsiach, jesteśmy atrakcją. Robią nam zdjęcia i kręcą filmy. W jednej z wycieczek natrafiliśmy na protest zamykający nam drogę przejazdu. Mało nie doszło do przepychanek między nami, a całą wioską. Na szczęście nas puścili kompromisowo inną drogą, gdzie c

Maha Bodhi Express

Obraz
Duże zaległości się zrobiły. Z Delhi do Gaya z 16h pociągiem klasy sleepers (najgorsza klasa sypialna, sam na taką podróż się nie zdecyduję) zrobiło się 20. A to i tak świetny wynik! Generalnie organizatorzy straszyli nas historiami, które na szczęście nie znalazły swego miejsca w przestrzeni (jak wrzucanie krowich kup przez okna, przez dzieci w mijanych wsiach). Choć samo poruszanie się po dworcu sprawiło, że tęskniłem za starym pkp w Katowicach ;) Do pociągu trzeba się przepychać przez morze Hindusów i ich bagaże, które miałaby w Polsce 10-osobowa rodzina. Od telewizorów, przez rowerki dziecięce po kolorowe tobołki. Tyle, że od przeciętnego Europejczyka są 1,5 głowy niżsi, więc zastawić się nie jest problemem, zwłaszcza w zwartej grupie. Czują też respekt do białych. W pociągu dobrze, że trafiło mi się miejsce od razu leżące pod sufitem, bo wciąż trawiła mnie gorączka, więc przeleżałem całą podróż bez życia prawie. Reszta trochę walczyła z miejscowymi, by nie zajmowali im

Nie oceniaj medytacji, ani stolca

Obraz
Temat kupy generalnie stał się podstawą wszelkich dyskusji i żartów. Nikogo już nie gorszy nawet podczas posiłków... ;] Niestety dopadł mnie jakiś wirus, ten sam co Karmapę, i przeleżałem pół dnia z gorączką, zamiast jechać na targ. Wziąłem od razu antybiotyk, bo nie ma czasu na choroby. Mimo totalnego osłabienia zwlokłem się na inicjację , ale to był naprawdę ciężki dzień. Oczyszczenia, yey! Wieczorem mieliśmy kolację z Karmapą i wielkie poruszenie wzbudziło, gdy dosiadł się do naszego stolika. Gdy mówił o tym, co możemy dla niego zrobić, miałem ciary na plecach. To było niesamowite... Aż poczułem się lepiej w jego polu mocy. Gdyby mi jeszcze tylko tak nie ciekło z nosa. Zapytałem go, kiedy będzie w Europie. Powiedział, że w przyszłym roku. A propos chorób... Polacy to jednak lekomani, mnie nie wykluczając ;) Mimo, że większości z nas nic takiego nie dolega, udaliśmy się już na początku do jakiejś słynnej, tybetańskiej lekarki . Na podstawie badania pulsu wie co Ci dolega

Urodziny

Obraz
Lama Ole miał urodziny 19go, więc po wykładach odśpiewaliśmy mu Mahakalę mimo, że go tu z nami nie ma. Wielu się wzruszyło. Później, w polskim gronie, zaczęła się regularna impreza za jego zdrowie... ;) Komuś niefortunnie wygadałem się, że dzień później sam mam urodziny i nie pozwolono mi już tego ukryć. Do północy było zdrowie Olego, po północy moje... Za tort robiła konserwa, którą dostałem na wyjazd od grupy salsowej (smakowała jak nigdy), buteleczka też się przydała ;) W tym miejscu pozdrowienia dla Was, Salseros. Wszyscy byli pod wrażeniem zestawu od Was ;) Powiedzieli tylko, że brakuje pieluch i prezerwatyw. Jedną zresztą dostałem w prezencie, z tekstami: "rozpakuj prezent! przymierz! sprawdzimy, czy wykorzystałeś" :P W ogóle pewnie wyjdę na pijaka, ale jakoś trzeba się tu chronić przed bakteriami i zatruciem. I choć trudno się tu upić, to wytrzeźwieć jeszcze trudniej :P (Pierwszy raz w życiu obudziłem się pijany we własne urodziny.) A propos zatruć, konkurs j

KIBI i Delhi

Obraz
Inicjacja z Karmapą , jak zwykle, wyrywa z butów! Niestety, ze względu na jego chorobę, już drugi dzień program kursu jest zmieniony i nie możemy się z nim zobaczyć. Jutro za to ma być podwójna sesja, aby nadrobić. Za to energia tu jest ogromna, a każda medytacja niesamowita. Wracają najlepsze wrażenia i przychodzą bez wysiłku. Z tego się chyba cieszę najbardziej. Delhi to zupełnie inny świat. Przejażdżka tuk-tukiem, to przeżycie... Dosłownie, bo czasem masz wrażenie, że ostatnie w Twoim życiu ;) Żaden filmik na YT tego nie odda. Mimo to, jakoś ten dziwny świat funkcjonuje i to z dużym, dostojnym spokojem miejscowych :) Co w tym towarzystwie klaksonów jest dla Europejczyka niepojęte. Upał jest prawie nie odczuwalny mimo temperatury. Właściwie, jeśli już, to zaczyna się dopiero po 14, a w murach klasztoru i tak wciąż panuje przyjemny chłód. Ale mam świadomość, że z dnia na dzień będzie goręcej, a podróż dopiero przed nami. Jedzenie w KIBI mamy genialne i w miarę bezpieczn

doLot

Obraz
Lotu z Moskwy do Delhi długo nie zapomnę. W rosyjskich liniach zabrania się picia alkoholu - uwierzycie? Bo na pewno uwierzycie, że 5 min po starcie już dwóch Rosjan obok mnie otwierało bez skrępowania, mimo zakazu, 0,7 własnej whiskey, a stewardessa niosła im lód, pokrojoną cytrynę i kilka puszek coli. ;) Gdy odezwałem się po angielsku, siedzący obok Alexiej zapytał skąd jestem i wtedy się zaczęło. Rozmowa o Ukrainie, politykach, komunie i Słowianach. Na szczęście okazał się być "swoim chłopem", a Rosjanie zupełnie przeciw politykom. Najwyraźniej to samo musiał pomyśleć o mnie, bo już 10min później piłem z nimi. Jego kompan poszedł spać, więc skończyliśmy butelkę sami, gadając jak poczciwe chłopy o rodzinie i robocie. Alex wyszedł z samolotu mocno pijany, nie mogąc sobie darować, i tu mam osobistą satysfakcję, że ja byłem właściwie trzeźwy... Dalej bez negatywnych przygód. KIBI zrobiło na mnie świetne pierwsze wrażenie, to miejsce ma wielką energię. Co odbiło się na moic

Stranger in Moscow

Niczewo nie paniemaju szto łoni gawarit do mnia... :P Pozdrowienia z Moskwy! Bardziej od zróżnicowanej etnczności zaskoczyło mnie, że nikt nie klaskał w lądującym samolocie. Nawet Polacy ;)

W blokach startowych...

Pakowanie, w koło latanie, nowej elektroniki ogarnianie... co za młyn :P Pierwszy punkt podróży -> KIBI A teraz punkt zerowy. ;)

Co to i po co?

Zewsząd słyszę: "Jak tam będziesz miał neta, to napisz czasem czy żyjesz/jak jest/gdzie jesteś." Gdybym miał rzeczywiście do każdego pisać z osobna i jeszcze odpowiadać na pytania dodatkowe, to właściwie mógłbym się pewnie zająć tylko tym... :) A ja się chcę maksymalnie odciąć od europejskiego świata i nacieszyć sytuacjami, które mnie czekają. Stąd pomysł bloga. Kto i kiedy będzie miał ochotę, może tu zaglądać i dowie się wszystkiego, co i tak dowiedziałby się z maila. Taki wstęp chyba wystarczy. A teraz lecę pogadać trochę z Morfeuszem. Niewiele czasu ostatnio dla niego miałem... Ważne, że wiza dotarła na ostatnią chwilę (dzięki Klara, jesteś wielka!), a za 2 dni wylot w kierunku... wojny i Lamów. Kciuki mile widziane ;)