Malta

24.06.17 będzie już zawsze bardzo ważną datą w naszej wspólnej podróży przez życie. Dwie pary obuwia postanowiły związać się wspólnym węzłem sznurówki i już formalnie kroczyć podeszwa w podeszwę :D By uczcić ten fakt, a jednocześnie odprężyć się po wszystkich przygotowaniach do tego wydarzenia, najlepiej było wybrać się gdzieś wspólnie, w nowe miejsce, choćby na krótko...

Padło na tak popularną ostatnimi czasy Maltę. Plan był wybitnie wypoczynkowy i leniwy, a i na większe przygotowania się do tej wizyty nie było zbytnio czasu i przestrzeni. Na szczęście nasi znajomi nieco nas wspomogli radą i listą rzeczy must-see, więc ostatecznie na samym plażowaniu się nie skończyło. I całe szczęście, bo niemal afrykańskie słońce dało nam się mocno we znaki już od pierwszej wizyty na plaży.

Cała główna wysepka jest maleńka, przeczytałem gdzieś nawet, że wielkości Krakowa. Pewnie też z tego powodu funkcjonuję na niej dobra komunikacja autobusowa, jak słyszeliśmy. My jednak zdecydowaliśmy się na wypożyczenie samochodu. Wiedzieliśmy wcześniej, że Malta to była kolonia brytyjska i nawet przygotowaliśmy się z przejściówką do kontaktu dla urządzeń elektrycznych. Nie przyszło nam jednak do głowy wcześniej, że wynika z tego również fakt jeżdżenia lewą stroną ulicy... Dopiero przy odbiorze auta zauważyłem, że kierownica jest po drugiej stronie. :D Było to kompletnie nowe doświadczenie i trzeba przyznać, że w pierwszych chwilach bardzo stresujące. Zanim poczułem się względnie pewnie prowadząc, bez wrażenia, że zaraz zginiemy, minęły 2-3 dni.
Mimo niewielkich rozmiarów, na wyspie jest mnóstwo małych miasteczek, które czasem przechodzą nieodczuwalnie jedno w drugie (zwłaszcza na północy centralnej części wyspy), a wiele z nich jest bardzo urokliwe, w podobnym stylu, ze starymi kamienicami i murami obronnymi.

Stolicą jest Valletta. Miasto, ulokowane na półwyspie, zapoczątkowane zostało przez fort obronny. Po odparciu ataków tureckiej floty postanowiono w tym miejscu wybudować miasto o charakterze obronnym, więc wizytówką miasta jest fort St. Elmo znajdujący się na końcu półwyspu, mury obronne oraz dodatkowo bazylika z największą kopułą na świecie. Mnie przypomina trochę Bazylikę Św. Piotra, ale nie ma się co dziwić, włoskie wpływy są i zawsze były tutaj bardzo silne. Valletta zresztą została przez Włocha zaprojektowana. Miasto oczywiście posiada swoje muzea, ale my polecamy się po prostu przejść po jego uliczkach, obejrzeć fort, zajrzeć do ogrodów oraz katedry St. John'a i ewentualnie jego muzeum - Caravaggio. Można w ten sposób spokojnie spędzić ponad pół dnia.

Jedną z większych atrakcji wyspy jest Blue Grotto, znajdujące się w miasteczku Wied iz-Zurrieq na południu wyspy. Na miejscu można przepłynąć się łodzią pod łukiem skalnym, w którym światło słoneczne kolorowo odbija się w wodzie, tworząc ładne widoczki (poleca się godzinę 11). Niestety mieliśmy pecha i z powodu bardzo silnego wiatru żadne łodzie nie odbijały od brzegu. Pozostało nam więc obejrzenie łuku z klifu powyżej miasteczka.
Południe wyspy nie ma zbyt wielu plaż, ponieważ jest jednym, wielkim klifem. Poleca się więc obejrzeć Dingli Cliffs w pobliżu. Być może jest gdzieś jakaś perspektywa, z której wygląda to interesująco. Nam jednak takiej znaleźć się nie udało i z tego względu raczej tej atrakcji nie polecamy. Chyba, że ktoś ma możliwość oglądać je z morza, wtedy powinno być lepiej.
W drodze powrotnej przez centrum wyspy dobrze jest zahaczyć o dwa, sąsiadujące ze sobą miasta - Rabat i Mdinę. W Rabacie przede wszystkim znajdują się katakumby i jaskinia, w których przez 3 miesiące mieszkał św. Piotr. To kolebka chrześcijaństwa wyspy. Miejsce otoczone niemal kościołami, które wyglądają tak, jak wyobrażaliśmy sobie kościoły w Ameryce Południowej - kolorowe, krzykliwe i obwieszone maksymalnie żarówkami, które w pewien sposób obrysowują każdą możliwą krawędź ścian budynku z zewnątrz. Widok niezwykły, ale poza stolicą Malty, w ten sposób wygląda większość kościołów.
Mdina, to niegdysiejsza stolica. Dziś aż trudno w to uwierzyć. Maluteńkie miasto, otoczone murami, zwane jest również cichym miastem. I takim jest - bardzo spokojnym, z niedużą liczbą turystów, a jednocześnie przepięknym, z urokliwymi restauracjami i swoim klimatem. Bardzo polecamy zajrzeć tam na kilka godzin i eksplorować uliczkę po uliczce, a na koniec przejść się wokół po deptakach byłej fosy.

O Gozo, czyli drugiej największej wyspie Malty słyszeliśmy wcześniej, że jest spokojniejsza, jest mniej turystów, gorszy transport publiczny, no i do zeszłego roku Azure Window, czyli największa atrakcja turystyczna kraju (szczerze mówiąc, to nie zupełnie rozumiem ten fenomen), która się już zawaliła. My przede wszystkim wybraliśmy się tam na nurkowanie z instruktorem, którego miałem z polecenia. Przepłynęliśmy więc razem z samochodem promem (co ciekawe, płaci się tylko w drodze powrotnej) i pojechaliśmy do Mike'a i jego centrum nurkowego (http://www.nextdivegozo.com/). Mike okazał się bardzo wesołym i przyjaznym człowiekiem, a jednocześnie najlepszym instruktorem, z jakim do tej pory miałem do czynienia. Kaś nurkowała po raz pierwszy, dostała więc świetny, przyspieszony kurs teorii w pigułce, a w wodzie Mike niemal prowadził ją za rękę cały czas. Wszystko w taki sposób, że można się było czuć bardzo komfortowo i bardzo bezpiecznie przez cały czas. Zdecydowanie polecam nurkowanie z tym instruktorem każdemu, a zwłaszcza początkującym. Mnie również dał kilka ciekawych wskazówek. Kaś świetnie sobie radziła i zeszła razem z całą grupą na głębokość 17m (ja mam advance'a, a pozostałe 3 osoby były w trakcie robienia tego stopnia). Samo nurkowanie bardzo ciekawe. Karmienie ryb, ogromnych ławic, krystalicznie czysta woda i przepływanie przez przestronne jaskinie. Na prawdę super sprawa, a i tak nie było to najlepsze miejsce ze wszystkich wokół wyspy. Niestety byliśmy ograniczeni ogromnymi falami na północy i zachodzie wyspy, wywołanymi dużymi wiatrami w ostatnich dniach. Mimo to, muszę powiedzieć, że to prawdopodobnie najlepsze nurkowe miejsce w całym basenie morza Śródziemnego.
Po ogromnych emocjach nurkowych i adrenalinie, w drugiej połowie dnia zajęliśmy się zwiedzaniem wyspy. Nie mówi się o tym wiele, ale zdecydowanie warto na Gozo zobaczyć Ggantija Temples, czyli najstarsze ruiny świątyń na świecie(!), mające 5 600lat. Są starsze nawet od piramid. Zmieniały się na wyspie mieszkające ludy i ich wierzenia, a to miejsce i te budynki wciąż były wykorzystywane do celów religijnych. To z pewnością robi wrażenie. Mimo, że miejsce jest niewielkie, a znaleziska archeologiczne ograniczają się do kilku czaszek, zębów i przede wszystkim małych rzeźb w kościach zwierząt, całość jest bardzo interesująca.
Bardzo blisko znajduje się największe miasto na wyspie będące jego stolicą - Victoria. Można tam coś zjeść i przespacerować się po forcie górującym nad całym miastem.
Kolejnym kierunkiem jest Dwejra Bay na zachodzie wyspy, gdzie znajdowało się wspomniane Azure Window. Mimo, że się zawaliło, wciąż licznie przybywają tutaj turyści. Jedni nie wiedząc, że atrakcji już nie ma (TripAdvisor już wielkimi literami informuje o tym, po tym jak wielu turystów miało pretensje, że informacji brakowało ;]), a inni dla innych walorów. Miejsce wciąż jest ciekawe. Można w pobliżu znaleźć Inland Sea - uroczą zatoczkę, Blue hole dla nurków (w którym jest nawet rafa koralowa) i ciekawe formacje skalne. Wiele osób przybywa tam obejrzeć zachód słońca i zrobić zdjęcia Azure Window, którego już nie ma...
Jeśli jeszcze pozostało Ci trochę czasu i sił przed powrotem na główną wyspę, zdecydowanie warto odwiedzić jeszcze plażę Ramla l-Hamra. Słynie z czerwonego piasku i jest zdecydowanie jedną z ładniejszych na całej Malcie. Legenda głosi, że w jednej z jaskiń obok plaży, mieszkała nimfa Kalipso, u której schronił się Odyseusz.

Mając w pamięci jak rewelacyjnie wyglądają plaże na Cyprze, miałem pierwotnie takie same oczekiwania wobec Malty. Okazało się, że niestety są to bardziej włoskie standardy, czyli plaże albo skaliste, albo betonowe z zejściem do wody po drabince. Co nie znaczy, że piaszczystych plaż nie da się znaleźć, choć jest ich mniej i pewnie bardziej zatłoczone. Pierwsza, na którą trafiliśmy, to szeroko pojęte Golden Bay. Tak na prawdę jest tam kilka zatoczek z hotelami i piaszczystymi plażami. My trafiliśmy dokładnie na Ghajn Tuffieha, wąską i niewielką, ale całkiem ładną i przyjemną plażę. Innego dnia pojechaliśmy na polecaną przez lokalsów plażę Mellieha Bay. Jest znacznie większa i komercyjna. Dużo leżaków, parasoli, bary plażowe, wypożyczalnia sprzętu i masy ludzi. Może właśnie dlatego nie przypadła nam aż tak do gustu. Ponoć znacznie lepszym wyborem jest kolejna plaża, w pobliżu promu na Gozo - Paradise Bay, ale na to już nie wystarczyło nam czasu, by sprawdzić.
Jednakże plażą, którą trzeba(!) zaliczyć będąc na Malcie jest Comino. Jest to właściwie kolejna, mała wysepka między Maltą, a Gozo. Można się tam dostać turystyczną łodzią wypływającą z miasteczka zaraz koło promu na Gozo. Mimo kamienistej plaży i bardzo małej przestrzeni, widoki tam są fantastyczne. Woda nieco chłodniejsza, ale spokojna. Laguna łącząca plażę z jeszcze mniejszą wysepką (czy po prostu skałą), to świetne miejsce by popływać i zrobić sobie trochę zdjęć. Drinki w owocach z samochodu sprzedawane przez Serbów wspaniale to miejsce dopełniały ;D Chętnie byśmy tam jeszcze wrócili... Po całej wyspie Comino można się jeszcze przejść i dotrzeć na inne, większe plaże, jednak upał był zbyt wielki, a miejsce, które widzieliśmy zbyt zachęcające by ruszać się dalej.

Co jeszcze można robić na wyspie? Zaskakująco wiele na niej atrakcji archeologicznych. Najważniejszym są Hypogeum i Tarxien Temples w okolicach Paola/Tarxien, jednak by to zwiedzić należy zrobić rezerwację przez internet na tygodnie przed przyjazdem, zwłaszcza w sezonie. Miejsce z listy UNESCO jest tak popularne, że przy ograniczonej liczbie zwiedzających dziennie nie ma szans wejść tam "z marszu".
Na wschód od stolicy, na kolejnym półwyspie znajduje się "trójmiasto": Vittoriosa, Cospicua i Senglea. Małe miasteczka - bastiony, dobre na zdjęcia, przesiąknięte historią. Znajdziemy tam muzeum morskie i pałac Inkwizycji. Choć trzeba przyznać, że po zwiedzeniu Valletty nie zaskoczy nas tutaj już wiele.
Czy jest coś interesującego na południu wyspy? - Owszem, na południowym wschodzie rybacka wioska Marsaxlokk, w której oprócz świeżych owoców morza, w niedzielne przedpołudnie znajdziemy pchli targ. Od razu można wybrać się do St. Peter's Pool na kolejne plażowanie.
A co z życiem nocnym? Jest i takie! St. Julians jest miasteczkiem z licznymi restauracjami, barami i klubami. Nie wiem, czy jest to jedyne takie miejsce, reszta wyspy wydawała się wręcz zbyt spokojna. Za to to, co zobaczyliśmy w St. Julians przerosło nasze oczekiwania w drugą stronę. Maksymalna Sodoma i Gomora z udziałem bardzo kolorowych turystów z Wielkiej Brytanii i nie tylko... ;)

Malta to jedno z takich niewielkich miejsc, gdzie jedzie się jednorazowo na tydzień, lub tylko na dłuższy weekend, by odpocząć, zresetować się i wygrzać w niemal afrykańskim słońcu. Jak się na miejscu okazało, może to być też świetne rozwiązanie na bardziej aktywne wakacje; kurs nurkowania, snorkeling i inne sporty wodne, wspinaczka deep water solo i dużo zwiedzania. Łatwa możliwość komunikacji po angielsku oraz świetna włoska i morska kuchnia również mogą mieć znaczenie. :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuba - zakończenie

Kathmandu

Machu Picchu