Małe-dziwy ;)

Nasze plany na podróż poślubną zmieniały się kilkukrotnie i ja wciąż uważam, że ta podróż docelowa dopiero przed nami. Przecież coś TAKIEGO nie może zamknąć się w tygodniowym wyjeździe. Niemniej ponieważ większe plany odkładają się w czasie, czas choć na chwilę zaspokoić się krótszym, acz wyjazdem na miarę wydarzenia... ;)
Jak to czasem bywa, wszystko zaczęło się od: "Zobacz jakie tanie bilety!". W rzeczywistości były w "przyzwoitej" cenie, ale w impulsie kupiliśmy, trochę "na wariata", organizując wszystko dopiero pod te bilety, a nie odwrotnie.

I tak obraliśmy kurs na Malediwy!!!! :D


Podróż okazała się totalnie szalona; autobusem do Pragi, tam krótki nocleg, a następnie lot do Doha, 7h oczekiwania, lot do Kolombo, kolejne 6h na przesiadkę i w końcu lot na Malediwy. Całość w sumie niemal 2 doby w każdą stronę. Byliśmy padnięci już w połowie tej drogi, ale czego się nie zrobi dla dobrej ceny biletów w wymarzonym przecież kierunku :)
I tutaj ważna uwaga. Okazuje się, że na Malediwach jest więcej międzynarodowych lotnisk niż jedno, czego się chyba mało kto spodziewa. Bardzo dobrze się złożyło, że szukając hotelu byłem na tyle dociekliwy w przyglądaniu się mapie. Dostrzegłem pewne rozbieżności i zorientowałem się, że nie lecimy na główne lotnisko do stolicy - Male, ale zupełnie na południe kraju, na wyspę Gan w Atolu Addu. Może brzmi to trochę niedorzecznie, że można się tak pomylić, ale wierzcie mi, jest tam około 1300 wysepek, wyglądających podobnie, zgrupowanych w Atolach, na takiej przestrzeni i w takich odległościach, że warto dopilnować tego, gdzie dokładnie się będzie. Spotkaliśmy ludzi, którzy dopiero podczas lotu zorientowali się gdzie lecą, i że jest to 700km od ich hotelu. Poruszanie się między Atolami jest możliwe, ale wcale nie takie proste. Promy, jako transport publiczny, pływają, ale ich siatka nie pokrywa w pełni najdalszych Atoli i na niektórych trasach jest bardzo ubogi, nie mówiąc już o potrzebnym czasie na takie odległości. Można też poruszać się wodolotami, co oczywiście bardzo skraca czas, jednak koszt jednego lotu, to 200-300$ na osobę.

Na szukanie hotelu i właściwej wyspy Kasia poświęciła sporo czasu, ale gdy okazało się, że lecimy
na ostatni Atol na południu (na równiku), to zakres poszukiwań mocno został ograniczony. Na Bookingu znaleźliśmy nowiutki, działający zaledwie od miesiąca hotel, który na zdjęciach wyglądał bardzo dobrze. Z prywatną plażą, ładnymi przestrzeniami, nowiutkimi pokojami z drewnianymi meblami i fajnym wyposażeniem. Niepokój budzić mógł fakt, że nie było jeszcze żadnych opinii na jego temat. Stwierdziliśmy jednak, że jeśli zdjęcia nie kłamią, to wszystko powinno być dobrze, a nowy hotel tym bardziej będzie się starał by się wypromować. Nie pomyliliśmy się pod tym względem... A ponieważ wiele cen za rzeczy dodatkowe wynegocjowałem mailowo przed przyjazdem, to ograniczyło mocno ich możliwości "zdarcia" z nas podczas pobytu.

Hotel Wave Sound okazał się doskonale do nas dopasowany i wspaniale położony. Przez tydzień spędziliśmy tam czas niemal wyłącznie sami (jedynie para z Czech przez pierwsze dwa dni częstowała nas śliwowicą), odpoczywając od zgiełku i ludzi. Po wejściu do wody mieliśmy do dyspozycji ok 300m płycizny, laguny prowadzącej do bezludnych wysepek, na które również mogliśmy się udać, a dopiero za nimi zaczynały się głębiny. Laguna, ok 1-1,5m głębokości, jest domem świetnej rafy koralowej i kolorowego życia, które łatwo mogą podglądać nawet słabo pływający turyści ze sprzętem ABC. Nie trzeba być certyfikowanym nurkiem, by spotkać żółwia, płaszczkę i wiele kolorowych rybek. Wspaniałe miejsce!


Jedną z ważniejszych rzeczy, jaką należy wiedzieć o tym kraju jest to, że muzułmańskie obyczaje są
tu silnie respektowane i jeśli nie mieszka się na wyspie resorcie (przeznaczonym tylko dla turystów), to należy się upewnić, że nasz hotel dysponuje własną, prywatną plażą. Inaczej nie będzie możliwości wyjść na nią w bikini, czy w ogóle wakacyjnym stroju. Niby ludzie są bardzo przyjaźni i sami zapewniają, że są wyrozumiali, liberalni i zaznajomieni z zachodnimi turystami. Jednak to wciąż kraj z pewnymi zasadami (właściwie prawami), które należy przestrzegać.
Jeszcze kilka lat temu turyści byli wpuszczani jedynie na resorty i nie mieli zupełnie styczności z lokalną ludnością. Stąd też wyśrubowane ceny w tych, trzeba przyznać, rajskich miejscach. Kilka lat temu jednak, ich prezydent stwierdził, że trzeba pozwolić lokalnej ludności (biednej i rybackiej głównie) pozwolić na budowanie hoteli i zarabianie na turystyce. To uruchomiło wielką machinę, otworzyło rynek i sprawiło, że można spędzić wymarzone wakacje w "realnych" kosztach.
Jest też chyba ciekawiej zobaczyć jak wyglądają tutejsze miasteczka, jak żyją ludzie, czy są przyjaźni, jak wygląda lokalna kuchnia i coś więcej niż tylko pustawe plaże. A na wycieczkę całodniową do resortu i tak można się zawsze wybrać. :)

Termin naszego wyjazdu wybraliśmy dość przypadkowo i okazał się ryzykowny ze względu na pogodę. Co prawda ciepło (powyżej 30stopni) jest tam cały rok, jednak trafić na porę deszczową przyjemnie by nie było. Nasz wyjazd wypadł na jej końcówkę, więc trzeba się było liczyć z opadami. Już drugiego dnia, od południa padało w zasadzie już do wieczora. Jednak i tak mamy szczęście bo pada głównie nocami. Zobaczymy jak będzie dalej, ale prognozy nie są złe, zdecydowanie gorzej wygląda to dla innych Atoli na północ.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuba - zakończenie

Kathmandu

Machu Picchu