Posty

Wyświetlanie postów z 2018

Skarby Jordanii

Obraz
Jordania byłaby pewnie tylko tajemniczą, arabską plamką na mapie, gdyby nie kolejny z siedmiu cudów świata – Petra. Planowałem ten kierunek już na wcześniejsze miesiące, ale Ryanair postanowił latać tam jedynie w sezonie zimowym. Są już możliwe loty do Ammanu, stolicy Jordanii. Ale chcąc pokonywać mniejsze odległości lądem i zażyć kąpieli w morzu czerwonym lepiej obrać kierunek izraelskiego Eilatu. Trzeba wiedzieć, że lotnisko Ovda, to nie jest to w centrum miasta, a oddalone o pół godziny drogi na północ. Za taksówkę na granicę z Jordanią trzeba było zapłacić aż 50€, ale byliśmy przyparci do muru mając niewiele czasu do zamknięcia granicy. Alternatywą byłby autobus do Eilat i taksówka lub inny autobus stamtąd. Z Eilat na granicę jest zaledwie kilka kilometrów. Na granicy wszystko trwa dość wolno, trzeba zaliczyć wiele okienek. Opłata wyjazdowa z Izraela to 100szekli (ok 100zł i można płacić kartą) od osoby i kolejne 5 za wniosek (na wniosku może być kilka osób, więc przy grupac

Tylko we Lwowie...

Obraz
ul. Kopernika Czasem podróżujemy w bardzo odległe regiony, a później okazuje się, że największa egzotyka leży po drugiej stronie płota. :) Dokładnie tak jest z Ukrainą. Jeśli już wybierać się tam drogą lądową, to zważywszy na niebotyczne kolejki na przejściach granicznych, lepiej chyba zdecydować się na przejście granicy pieszo. Busiki za 2zł z Przemyśla na granicę i po targach również dość tanie busy z granicy na Ukrainie do Lwowa, ułatwiają i umilają sprawę. Już na granicy rozpościera się przed nami inny świat. Kantor walutowy? Proszę bardzo, oficjalnych jest wiele. Ale jest też dziura w płocie, za którą leży kilka pijanych zwłok, a za nimi budynek z cegły... W nim sklep z zaopatrzeniem dla granicznych mrówek - asortyment bogaty, tani tytoń i równie tania co i mocna wódka. Oprócz tych artykułów pierwszej potrzeby, również niepowtarzalna możliwość wymiany waluty po najlepszym kursie prawdopodobnie w całej niemal Ukrainie. :D Pałac Potockich Ta dziura w płocie to jak brama

Kuba - zakończenie

Obraz
Po kilku dniach byczenia się na plaży (no chyba, że przemieszczanie się na rowerze w upale między plażami wokół wyspy to ciężka praca ;) dużo intensywniej już nie było. Z Cayo Guillermo wyjeżdżaliśmy tak na prawdę z ochotą, było to kolejne rozczarowujące miejsce na Kubie. Ok, miejsce piękne i szybko zatęsknimy za tym spokojem na pewno. Jednak użeranie się z kelnerami, by zostać w ludzki sposób obsłużonymi podczas posiłków, bardzo przeciętne jedzenie i drinki, zaniżony standard oraz hordy rosyjskich turystów (głównie samych matek z dziećmi) pozostawiły pewien niesmak. Odpoczęliśmy tam, ale wyczekiwaliśmy też powrotu. Na naszej drodze mieliśmy jeszcze jeden przystanek, miejsce wylotu do Europy - Varadero. Dotarliśmy tam colectivo wraz z parą z Argentyny, która zatrzymała się w innym hotelu na Cayo, a spostrzeżenia i zawód były u nich doświadczeniem jeszcze silniejszym niż u nas. Varadero jest dość specyficznym miasteczkiem. Na długim, podobnym do Helu, półwyspie rozlokowane są hote

Tam, gdzie kury biegają wokół bananowców

Obraz
Z wielkiej aglomeracji trafiliśmy na totalną wiochę, choć bardzo turystyczną – Viñales. Niesamowite, jak Kubańczycy z niczego, stworzyli mekkę turystyki. Są tam dwie główne ulice oblepione restauracjami i barami, oraz trochę mniejszych, gdzie mieszkają ludzie, a w każdym z ich prywatnych domów jest casa particulares z pokojami na wynajem. Transport i kolejną casę ogarnęła nam właścicielka naszej casy z Hawany, więc trochę się martwiliśmy, że nie mamy na to wpływu. Okazuje się jednak, że każda casa tutaj jest trochę jak mini biuro podróży. Mimo, że sami nigdzie nie podróżują, nawet po własnym kraju, to mają siatkę kontaktów do innych miast i kierowców, i można mieć pewność, że standard zostanie zachowany (ceny +/- też). Skąd ta siatka? Stworzyli ją sami turyści dając opinie i kontakty do miejsc, w których już byli. Dojechaliśmy więc za 20cuc (inni w aucie płacili więcej, więc kierowca nas prosił o dyskrecję) i za taką też cenę mieliśmy bardzo ładny pokój z łazienką. Standard zaskakuj

La Habana – dezorientująca układanka rozsypujących się puzli

Obraz
Zawitaliśmy na Kubę, jeden z najbardziej wymarzonych kierunków dla wielu. Wielu też naszych znajomych było tu już wcześniej i byli zachwyceni. Nic więc dziwnego, że oczekiwania mieliśmy spore. I cóż mogę powiedzieć... Od samego początku wszystko sprawiało fatalne wrażenie. Kobieta w informacji turystycznej(!) na lotnisku chciała pieniędzy za mapę, zamiast powiedzieć nam gdzie są taksówki sama chciała nam ją zamówić (zapewne mając prowizję), po pytaniu o kantor walutowy skierowała nas do maszyn i skłamała, że pesos meksykańskie możemy wymienić tylko w mieście. Później okazało się, że oprócz maszyn, zaraz za wyjściem jest zwyczajny kantor, gdzie wymieniają po dobrym kursie kilka różnych walut, w tym pesos. (Jeden z przykładów, że tu wszystko stoi na głowie – najlepszy kurs jest na lotnisku, w mieście już będzie gorszy.) Wymieniając pieniądze w maszynie (przyjmuje dolary amerykańskie, kanadyjskie i euro), a są tylko dwie, kobieta pilnująca je, wydziera się na Ciebie i Cię popędza... Ok,

Meksyk

Obraz
Kilka ostatnich dni zatem spędziliśmy na Isla Mujeres. Nie mogło być lepszego momentu w podróży na gorszą pogodę, choć i tak był czas na plażing i lepsze poznanie wyspy. A wszystko było łatwiejsze dzięki skuterowi, który dostaliśmy gratis do wynajmowanego mieszkania. Prowadziłem taki pojazd pierwszy raz w życiu i trzeba być bardzo uważnym, by nie zginąć pierwszego dnia. Ale frajda i wygoda z własnego transportu są fantastyczne. Odwiedziliśmy schronisko dla żółwi, klify na południu wyspy i zjechaliśmy wyspę w każdym kierunku... Super czas, który tylko utwierdził nas w tym, jak dobrze można czuć się w tym kraju. Zaprzyjaźniony barman z pierwszej wizyty, właściciel mieszkania i każdy lokals starał się nam umilić czas. Nawet awaria promu, którym wracaliśmy do Cancun tylko nas rozbawiła. Czas przed odlotem podsumować Meksyk. Opinie o Meksykanach i samym kraju są raczej złe, że jest niebezpiecznie i trzeba bardzo uważać na ludzi. Byliśmy przygotowani na różne scenariusze. Pewnie w

Domknięcie koła na Jukatanie

Obraz
Palenque to nieduże miasteczko położone wewnątrz lądu i otoczone dżunglą. Można całkiem sporo aktywności zrobić właśnie tutaj. Wybraliśmy to, co najważniejsze. Zaczęliśmy od ruin Majów, które niegdyś były ważnym ośrodkiem miejskim dawnego państwa. Nie są bardzo rozległe, ale dość urokliwe. 3h wystarcza by je komfortowo obejrzeć. Resztę dnia poświęciliśmy wodospadom. Najpierw tylko na chwilę przy wysokim na 35m wodospadzie Misol Ha. Robi wrażenie, zwłaszcza, że można podejść do niego blisko, przejść pod nim, a nawet się pod nim wykąpać. Następnie słynniejsze Agua Azul. Przypominają miniaturkę Iguazu, są bardziej płaskie, za to rozległe, można iść spory kawałek w górę rzeki, woda jest bajecznie błękitna, ma liczne spokojne zatoczki i niemal wszędzie można wejść do orzeźwiająco lodowatej wody. Postanowiliśmy to zrobić w miejscu, gdzie było mniej ludzi, za to wodospad był wyższy, a nurt wody silny. Gdy udało się pokonać temperaturę i silny nurt, wodospad masował plecy, a upał dn