Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2018

Domknięcie koła na Jukatanie

Obraz
Palenque to nieduże miasteczko położone wewnątrz lądu i otoczone dżunglą. Można całkiem sporo aktywności zrobić właśnie tutaj. Wybraliśmy to, co najważniejsze. Zaczęliśmy od ruin Majów, które niegdyś były ważnym ośrodkiem miejskim dawnego państwa. Nie są bardzo rozległe, ale dość urokliwe. 3h wystarcza by je komfortowo obejrzeć. Resztę dnia poświęciliśmy wodospadom. Najpierw tylko na chwilę przy wysokim na 35m wodospadzie Misol Ha. Robi wrażenie, zwłaszcza, że można podejść do niego blisko, przejść pod nim, a nawet się pod nim wykąpać. Następnie słynniejsze Agua Azul. Przypominają miniaturkę Iguazu, są bardziej płaskie, za to rozległe, można iść spory kawałek w górę rzeki, woda jest bajecznie błękitna, ma liczne spokojne zatoczki i niemal wszędzie można wejść do orzeźwiająco lodowatej wody. Postanowiliśmy to zrobić w miejscu, gdzie było mniej ludzi, za to wodospad był wyższy, a nurt wody silny. Gdy udało się pokonać temperaturę i silny nurt, wodospad masował plecy, a upał dn

Gwatemala

Obraz
Po przekroczeniu granicy z Gwatemalą skierowaliśmy się do Flores, małego miasteczka położonego na wyspie, na największym jeziorze w kraju. Dostęp do miasteczka możliwy jest jedynie przez jedyny most. Widać, że to turystyczne miejsce, ale z klimacikiem. Ceny w wielu miejscach dość przystępne, niemal w każdym lokalu bardzo dobre Wi-Fi i zaskakująco dobra jak na latynoskie standardy organizacja z turystycznymi atrakcjami. Ledwo dotarliśmy na miejsce, a mieliśmy już ogarnięty cały plan na pobyt tutaj. Spacerując po miasteczku, można je poznać w godzinę (kilkukrotnie). W oddali na jeziorze widać kolejne wysepki i cała laguna wygląda ładnie. Mamy akurat na to widok z tarasu naszego pokoju. W centrum znajduje się kościół, który jest właśnie w remoncie. Okazało się, że proboszczem jest w nim ksiądz z Polski. Od 4lat mieszka tutaj, a od 12 w Gwatemali. Opowiadał, że wcześniej mieszkał na południu, bliżej granicy z Salwadorem. Każdej nocy strzelaniny, a każdego ranka po kilka trupów. Takie t

Belize

Obraz
Nie wspomniałem jeszcze o języku oficjalnym Belize. Jest nim angielski. Jest kilka państw, głównie wyspiarskich, na Karaibach, że hiszpański schodzi na plan dalszy. Z jednej strony to była miła odmiana, z drugiej strony slang i akcent lokalnych Murzynów był czasem językiem zupełnie obcym. Mottem wyspy jest „Go slow” i nam również się to udzieliło. Dni mijały powoli i jakąś aktywność zostawiliśmy sobie na koniec. Za około 70zł udało nam się w końcu znaleźć przyzwoite snorkelowanie na rafie barierowej, na które wypłynęliśmy łodzią na cały dzień. Przy pierwszym wejściu do wody widzieliśmy manaty, spokojne, duże, powolne zwierzęta. Spotkać je w naturalnym środowisku było niesamowite. Drugie wejście do wody było w miejscu, gdzie pełno było rekinów, ale zupełnie nie groźnego gatunku. Pozostałe miejsca już nie są warte wspomnienia, ale czas na łodzi, płynącej w drodze powrotnej na żaglu, mijane delfiny, owoce, posiłki i poncz uświetniły ten dzień doskonale :) Wjeżdżając do Belize oddal

Droga do Belize

Obraz
W Tulum, w hostelu poznaliśmy pewnego Kanadyjczyka, który bardzo dużo podróżuje, a niemal każdą zimę od lat spędza w Meksyku. Dał nam kilka rad, zwłaszcza by zamiast autobusów używać colectivo, czyli 15-osobowych busów, które kursują na stosunkowo krótkich dystansach, ale można je łączyć, odjeżdżają często i są znacznie tańsze. Udaliśmy się jeszcze do Akumal, małej zatoczki, gdzie przypływa mnóstwo żółwi by się posilić. Niestety nie jest to miejsce ze swobodnym dostępem. Trzeba zapłacić za wstęp (20zl), a pływanie w wyznaczonych przez boje miejscach może się odbyć jedynie w asyście przewodnika, w kamizelce ratunkowej i oczywiście za niemałą opłatą (ok. 100zł). Zostaliśmy właściwie okłamani, że to jedyny sposób, by te żółwie zobaczyć. Później okazało się, że w innych miejscach niż wyznaczone można wchodzić do wody samodzielnie i żółwie tam też się pojawiają. Niemniej jest ich tyle i tak wielkie okazy, że warto to zrobić tak, czy inaczej... Następnie ruszyliśmy w kierunku Belize,

Majowie i cenoty

Obraz
Jesteśmy w Meksyku już od tygodnia. Ostatnie dni były bardzo intensywne. Trzeba się było odkleić od wybrzeża na chwilę i skręcić wewnątrz lądu. Z siedmiu cudów świata jeden znajduje się w Meksyku. To ruiny Majów, Chichen Itza, a zwłaszcza główna piramida, która jest świetnie zachowana. Całość ruin nie zajmuje jakiegoś wielkiego obszaru, więc można je zwiedzić dość szybko. Dlatego polecam zrobić to w godzinach popołudniowych. Nie ma żadnego limitu zwiedzających, więc gdy te wszystkie grupy z odleglejszych resortów i hoteli wylewają się wokół ruin rano, po wykupieniu drogiej wycieczki, wtedy zwiedzanie może być udręką. W sezonie przyjeżdża tam nawet 30 tyś. osób dziennie(!). Tymczasem popołudniowe słońce daje lepszy klimat na zdjęciach i nie ma już takich tłumów :) Z 7 cudów świata razem zwiedziliśmy już 6 (indywidualnie po 5) i wizytę w każdym zorganizowaliśmy sobie sami, bez biur, pośredników i unikając większych kosztów. I jesteśmy z tego na prawdę dumni. Wystarczyło dojechać au

Meksyk, okolice Cancun

Obraz
Oto jesteśmy, w końcu w Meksyku! Od pierwszej chwili czujemy, że to będzie bardzo udana podróż. Meksykanie są niesamowicie mili i pomocni. Zastanawiamy się wciąż kiedy się to skończy, czy to tylko na lotnisku? tylko w tym hostelu? tylko w tym mieście? Ale póki co nie kończy się wcale i oby tak do samego końca. Podobnie jak z bezpieczeństwem, bo na razie czujemy się zupełnie niezagrożeni. Wylądowaliśmy w Cancun. To jedno z większych miast, rozbudowane po to, by stworzyć kompleks podobny do słynnego Acapulco, tyle, że po karaibskiej stronie.  Największą atrakcją tutaj jest kolorowy napis CANCUN, do którego są kolejki turystów, i oczywiście plaże z lazurową wodą (Kaś wreszcie uwierzyła, że taka woda istnieje nie tylko na Malediwach). Wzdłuż bezkresnych plaż ciągną się mniej lub bardziej ekskluzywne hotele i resorty. Plaż jeszcze będzie w tej podróży wiele, więc po 2 dniach ruszyliśmy dalej. Promem popłynęliśmy na Isla Mujeres, gdzie oprócz korzystania z jednych z najpiękniejszyc

Manchester

Obraz
Nawet nie spodziewaliśmy się, że ten przystanek na początku dalszej podróży może być tak fajny i przyjemny :-) Co prawda nie ma tu aż tak wielu atrakcji, czy zwiedzania, by przyjeżdżać tu specjalnie, ale gdy jest "po drodze" - zdecydowanie polecam. Zatem co zobaczyć? Po pierwsze katedra z XVw. Można wejść za free, a witraże, przestrzeń, wielkie organy i stare ściany tworzą wręcz filmowe skojarzenia. Mogłaby się odbyć tam koronacja króla Artura. Po drugie gotycki ratusz, który jest olbrzymi i może się wydawać, że to on jest katedrą. A do tego wszystkie uliczki starego miasta, dookoła ratusza są fantastyczne. Industrialne, zadbane i bardzo brytyjskie. Świetnie jest tam pobłądzić, a chinska dzielnica odpowiada na pytanie gdzie najlepiej zjeść... ;-) Na koniec, trzeci punkt zwiedzania, czyli coś dla fanów piłki nożnej - Old Trafford. To coś więcej niż tylko stadion. To dumna, robotnicza dzielnica, to historia, to ogromne sukcesy z postaciami szlacheckimi w tle i wiel