Kuba - zakończenie

Po kilku dniach byczenia się na plaży (no chyba, że przemieszczanie się na rowerze w upale między plażami wokół wyspy to ciężka praca ;) dużo intensywniej już nie było.
Z Cayo Guillermo wyjeżdżaliśmy tak na prawdę z ochotą, było to kolejne rozczarowujące miejsce na Kubie. Ok, miejsce piękne i szybko zatęsknimy za tym spokojem na pewno. Jednak użeranie się z kelnerami, by zostać w ludzki sposób obsłużonymi podczas posiłków, bardzo przeciętne jedzenie i drinki, zaniżony standard oraz hordy rosyjskich turystów (głównie samych matek z dziećmi) pozostawiły pewien niesmak. Odpoczęliśmy tam, ale wyczekiwaliśmy też powrotu.

Na naszej drodze mieliśmy jeszcze jeden przystanek, miejsce wylotu do Europy - Varadero. Dotarliśmy tam colectivo wraz z parą z Argentyny, która zatrzymała się w innym hotelu na Cayo, a spostrzeżenia i zawód były u nich doświadczeniem jeszcze silniejszym niż u nas. Varadero jest dość specyficznym miasteczkiem. Na długim, podobnym do Helu, półwyspie rozlokowane są hotele, im dalej, tym bardziej ekskluzywne, na teren których oczywiście normalnie Kubańczycy wstępu nie mają. Plaże są niezłe, ale czy lepsze niż na Cayo, to się z Kasią spieraliśmy.
Natomiast samo miasteczko, gdzie mieszkają lokalsi znajduje się wgłąb lądu i na początku półwyspu. Nie trzeba wcale zatrzymywać się w drogim hotelu na półwyspie, bo w miasteczku pod dostatkiem oczywiście jest pokojów na wynajem (Casas Particulares), restauracji, barów i wszelkich atrakcji. Plaża, która z każdego miejsca miasteczka jest o rzut muszelką, jest przepiękna i kolor wody jest chyba jeszcze lepszy, niż przy drogich hotelach. Na plaży dużo tubylców i już znacznie mniej turystów. Szczerze mówiąc, stamtąd nam się nie chciało wyjeżdżać. Z jednej strony, może to już syndrom, że "wszędzie lepiej, niż w biurze", z drugiej jednak małe, spokojne miasteczko, gdzie ludzie już nie dawali się tak we znaki, a jednocześnie piękna plaża. Czego chcieć więcej? Varadero polecamy z całej Kuby chyba najmocniej, zwłaszcza do spędzenia czasu wypoczynkowo.

Dzień przed odlotem poszliśmy na lokalny targ z pamiątkami. Zaczęliśmy dłuższą rozmowę z młodą dziewczyną, która tam pracuje. Udało się zdobyć jej zaufanie na tyle, by namówić ją na szczerość o komunie, choć mówiła to bardzo ściszonym głosem i rozglądając się dookoła z niepokojem, czy ktoś nas nie podsłucha. Fidelistów wciąż nie brakuje, wiele osób z radością wspomina rewolucję, jest dumny z komuny i wylicza jej zalety. Z pewnością bezpieczeństwo, na tle krajów regionu, jest dużym sukcesem, ale czy są jakieś inne? Właśnie z tego sprawę zaczyna sobie zdawać coraz więcej Kubańczyków, zwłaszcza młodych i wykształconych. Życie jest dla nich trudne i bez perspektyw, widzą, że ten system już nie działa i w najbliższym czasie musi się coś zmienić. Oficjalnie jednak wciąż nie mogą nawet skrytykować sytuacji i nie robią tego nawet we własnym gronie.

Tak dobiegła końca nasza wizyta na Kubie. Jak oceniamy ten kraj i dlaczego jesteśmy nim tak rozczarowani, można chyba wywnioskować już z relacji. Ale dodajmy do tego kilka ciekawostek, które mogą okazać się przydatne.
Przede wszystkim, pamiętajmy o tym, że na Kubie mamy dwie waluty, lokalną i turystyczną. Obecnie można lokalnej już nawet nie zobaczyć na oczy, posługiwanie się turystyczną, nawet przez lokalsów jest szeroko rozpowszechnione. Najlepiej przyjechać tutaj mając w kieszeni euro. Dzięki temu 1CUC będzie nas kosztował ok 3,75zł.
Możliwa jest wymiana jeszcze kilku walut jak dolar amerykański, kanadyjski, czy meksykańskie pesos, na takiej wymianie jednak stracimy, wtedy 1CUC wart będzie ok 3zł.
Jednym z objawów bardzo szybkich zmian zachodzących w tym kraju są bankomaty. Jeszcze niedawno były rzadkością. Teraz właściwie można je spotkać w każdym mieście przy banku. Inna kwestia, czy są sprawne i wydają gotówkę (oraz po jakim kursie). Nie mieliśmy potrzeby tego sprawdzać, ale już widok tych urządzeń napawa optymizmem.

Kolejną oznaką zachodzących zmian jest Internet. Wciąż nie jest łatwo dostępny. Darmowe Wi-Fi w hotelach nie występuje, a w barach, czy restauracjach zdarza się na prawdę w jednym miejscu na tysiąc. Zasadniczo dostępny jest tylko w specjalnych strefach, w centrach miast i jest płatny, należy zakupić odpowiednią kartę, która zawiera login i hasło dające dostęp do sieci na godzinę. Na plus za to jest jego poprawiająca się jakość. Jest znacznie lepiej, niż było choćby 2 lata temu i ponoć nawet taniej.
Za to nie na każdą stronę z kubańskiej sieci będziemy mogli wejść, bądź nie wszystko będzie nam
wolno. Znakomitym przykładem jest chociażby booking.com. Na stronę wejdziemy i będziemy mogli przeglądać oferty rezerwacyjne. Jednak żadnej rezerwacji nie zrobimy, niezależnie od lokalizacji hotelu. Nawet jeżeli hotel znajduje się w Europie.
Problem napotkamy również często chcąć wrzucić do sieci zdjęcia ze swych wakacji bezpośrednio będąc jeszcze na Kubie. Przecież moglibyśmy wrzucić coś nieodpowiedniego...

Gniazdka, w odróżnieniu od innych krajów regionu wcale nie są typowo amerykańskie. Bardzo często znajdziemy w ich domach i casas particulares gniazdka typu europejskiego, lub przejściówki, albo na tyle zbliżone, że uda nam się z nich skorzystać. To bardzo wygodne dla europejskiego turysty.

Drogi mają generalnie niezłe, choć w ich klimacie trudno się temu dziwić. Najgorsze są jednak liczne progi zwalniające. Są bardzo często spotykane nie tylko w mieście, ale również poza nimi, nawet na drogach szybkiego ruchu. Jeśli nawet nie jest to próg, to jest wykopana w asfalcie dziura, niemal rów, w poprzek drogi, który ma to samo zadanie - spowolnić samochód niemal do zera. To bardzo irytujące i trudne do wytłumaczenia.
I choć kraj nie jest przesadnie rozwinięty, posiada dużo drzew i natury, to mnie osobiście bardzo przeszkadzał w nim smog. Znacznie bardziej, niż w naszych miastach, które w ostatnim czasie oskarża się niby o bycie najbardziej zakopconymi na świecie... Słynne, kubańskie, stare auta prezentują się dla oczu turysty niesamowicie wspaniale i są wszechobecne, co też jest sprawą niepowtarzalną. Jednak te same samochody dla turystycznego nosa są zabójcą okrutnym. Nie przeszły by z pewnością żadnego przeglądu w kraju europejskim.

Skoro nam w tym kraju tak bardzo się nie podobało, to czy oznacza to, że nie jest to kierunek dla nikogo? Oczywiście, że nie! Polecałbym ten kierunek zwłaszcza zapalonym miłośnikom latynoskiego tańca, zwłaszcza jeśli jadą tam w grupie, może z lokalnym przewodnikiem, by "podróżować" tam od warsztatu tanecznego do imprezy i w ten sposób rozwijać swoją pasję w naturalnym środowisku. To może być fantastycznym doświadczeniem. Generalnie wizyta tego kraju z lokalsem może być znacznie lepszym doświadczeniem. Łatwiej będzie nam zrozumieć sytuację kraju, ludzi, a jednocześnie będziemy lepiej traktowani i nie wpadniemy w liczne pułapki zastawiane na turystów. Oczywiście bardzo pomaga również język.
Jeśli ktoś jest wielkim fanem starej motoryzacji, to również zauroczy się tym, co widać na ulicach i poczuje się, jakby trafił do motoryzacyjnego raju. Ale by budować na tym plan na podróż, to chyba trochę mało... I jeżeli gdzieś na świecie polecałbym wyjazdy zorganizowane przez biuro podróży, to ostatecznie właśnie na Kubę. Będzie łatwiej uniknąć denerwujących punktów odnajdywanych we własnej organizacji transportu i czasu wolnego. Leżenie na plaży i wycieczki fakultatywne spełnią tu świetnie swoją rolę. I tyle...
Zdecydowanie nie polecam tam wyjazdu zmotywowanego hasłem "znajomym się podobało", albo "zobaczmy miniony ustrój, bo przemija". Można być bardzo zawiedzionym. Choć mam wrażenie, że wiele osób, skoro już zapłaciło i pojechało, to musi powiedzieć, że "Kuba jest cudowna", bo tak po prostu wypada. Bądźcie trochę krytyczni, "podróżnicy". ;)


Ostatnia uwaga, by ustrzec Was od znalezionej w necie porady, by zabrać ze sobą całe torby długopisów dla lokalnych dzieci, bo mają deficyt i o to proszą. Może kiedyś tak było. Teraz dziecko prędzej poprosi Cię o telefon(!), dolara, albo coś trzymanego w ręce (bo o coś trzeba), niż o długopis. Generalnie po powrocie mamy zapas długopisów na resztę życia... ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kathmandu

Machu Picchu