Zanzibar


Bezpośrednie loty czarterowe z Polski sprawiły, że ten kierunek stał się bardzo popularny w Polsce (obecnie większość turystów na wyspie to Polacy i Włosi). Ma to swoje wady i zalety, ale przede wszystkim, stanowczo odradzam wyjazdy typu all-inclusive w grupie rodaków. Nie będę się rozwodził nad przyczynami, ale myślę, że są dość oczywiste ;)

Pojawia się w internecie coraz więcej relacji na temat wycieczek na Zanzibar, więc skupię się tylko na konkretach i ciekawostkach.

Wycieczki/Aktywności (tylko polecane)
1. Snorkeling z Delfinami z Kizimkazi. Nie jest to co prawda swobodne, spokojne pływanie z tymi
wodnymi ssakami. Przypomina raczej ich ściganie motorówką, po to, by szybko wskoczyć do wody jak najbliżej nich, gdy zaczerpują powietrza i przez to być przez krótką chwilę możliwie blisko. Po chwili trzeba zgrabnie (i szybko) wdrapać się na łódź z powrotem i całą czynność powtórzyć wielokrotnie. Dość męczące, ale jeśli ma się dobrego "kierowcę" łodzi, który potrafi wyprzedzić innych i znaleźć się w odpowiednim miejscu, a do tego niewielu turystów na łodzi, to doświadczenie potrafi być na prawdę fantastyczne. Ten rodzaj delfinów może głaskać się za uszkiem nie pozwala, ale też nie ucieka z pędem przed człowiekiem, a raczej robi "swoje" i czasem ciekawsko przygląda się pływakom z odległości. Było na tyle emocjonująco, że pomyliłem tryb w GoPro i zamiast wielu świetnych filmów mam raptem kilka przeciętnych zdjęć ;]

Kizimkazi jest na południu wyspy, więc przy okazji można odwiedzić rezerwat Jozani z endemicznym gatunkiem małp oraz pobliskie plaże w Paje i Jambiani, jeśli akurat tam nie zamieszkaliście. Jest to głównie mekka kitesurfingu.


2. Prizon Island, to malutka wyspa do której wypływa się ze stolicy wyspy. Jak nazwa wskazuje, znajduje się tam więzienie, wybudowane jakiś czas temu, ale nigdy jako więzienie nie służyło. Było raczej przystankiem-izolatką w czasie większych epidemii w Afryce wschodniej oraz w czasach transportu niewolników do obu Ameryk. Dziś wyspa jest przede wszystkim zamieszkała przez lądowe żółwie - giganty. Podarowane przed laty przez prezydenta Seszeli, żyją sobie tam spokojnie i rozmnażają, osiągając przez niektóre nawet grubo ponad 100 lat życia. Wraz z zakupionym biletem, turysta dostaje wachlarz sałaty do karmienia ich, a te powolne gady chętnie jedzą ludziom z ręki, zachowując się trochę jak psy. Można je nawet głaskać po szyi.

Przy okazji tej "wyprawy", będąc już w stolicy, warto urządzić sobie spacer po starym mieście - tak zwanym Stone Town. Blisko portu można znaleźć dom, w którym urodził się Freddie Mercury (tak, ten z Queen). W środku jest dziś jakiś marny hotel i nie ma tam nic ciekawego, ale przed wejściem jest trochę fotografii. Dookoła są uliczki ze sklepikami z rękodziełem (warto mocno się targować), a raz na jakiś czas można spotkać jakiś budynek, który jest kolonialną perełką. Prym w tym względzie z pewnością wiedzie budynek Old Dispensary, w którym mieści się małe muzeum historii Zanzibaru. Być może warto na wycieczkę po Stown Town udać się ze zorganizowaną grupą. Można wtedy zobaczyć i dowiedzieć się więcej, ale jest to z pewnością jedyna taka wycieczka, którą polecam w grupie.


3. Skoro już były żółwie lądowe, to czas na wodne w Nungwi. Jest to północny kraniec wyspy.
Znajduje się tam całkowicie naturalnie usytuowany rezerwat żółwi morskich, które zostały tam odratowane np z rybackich sieci. Wchodzisz do wody po pas i karmisz je glonami, ciesząc się, że kilkadziesiąt mniejszych i większych żółwi otacza Cię tak szczelnie, że czasem trudno się ruszyć. Czasem gryzą :) Ale generalnie nie ma się czego obawiać. Doświadczenie fantastyczne i nawet się takiego nie spodziewałem.

Będąc już w tej odległej części wyspy, można pojechać na plażę w Kendwa. Niektórzy twierdzą, że to najładniejsza plaża na Zanzibarze i przede wszystkim wiezie się tam turystów na kiczowate... ekhm, przepraszam - romantyczne zachody słońca... ;) Plaża jest bardzo przestrzenna, a pływy z tej strony mniejsze, i z tego względu jest to trochę inne miejsce niż pozostałe. Jak dla mnie jednak nie ma tam nic takiego, by nazywać tę plażę najładniejszą. Spędzić tam dzień przy drinku i z muzyką w każdym razie można, i nie przyjeżdżać jedynie na sam zachód słońca.


4. Blue Safari, to całodzienna wycieczka łodzią z Fumby, a więc znów na południu Zanzibaru. Kolejność atrakcji się zmienia w zależności od pływów, ale w planie jest oglądanie płytkiej zatoczki z naturalnymi namorzynami; tzw. sand bank - bezludna wysepka na środku oceanu, gdzie robi się zdjęcia i je
świeże owoce; snorkeling na rafie z kolorowymi rybkami (mając szczęście można spotkać delfiny); a na koniec lunch z owocami morza (homary w cenie!) na wyspie, gdzie można zobaczyć też ogromnego baobaba.

Całkiem przyjemny dzień, zwłaszcza jeśli ktoś rozsmakowuje się w owocach morza, a grupa dzieląca się jedzeniem nie jest duża ;) Ta wycieczka może być najdroższą ze wszystkich na Zanzibarze, ale biorąc pod uwagę zawartość lunchu i że jest to cały dzień z łodzią, to można to zrozumieć.


5. Nurkowanie/Snorkeling w pobliżu wyspy Mnemba. Już sama wyspa z łodzi i otaczający ją lazur wody wyglądają obłędnie! Fajnie byłoby też móc wylądować na brzegu i poplażować tam trochę, bo tak pięknych plaż w życiu widziałem może kilka. Jestem też skłonny zaryzykować stwierdzenie, że snorkeling na rafie w pobliżu wyspy może się podobać. Natomiast niestety nurkowanie do spektakularnych nie należało. Oczywiście może to wszystko kwestia mojego "szczęścia" i pory roku (nadchodząca pora deszczowa ma wpływ na przejrzystość wody), ale ani widoczność, ani napotkana fauna (oczywiście nigdy nie wiesz co przyroda będzie chciała pokazać akurat Tobie), ani nawet rafa na kolana mnie nie powaliła. Nurkowanie jednak zawsze fajne jest! ;]

Masajowie vs Turyści
Masajowie to lud pastersko-koczowniczy, żyjący raczej w głębi lądu (w Kenii i Tanzanii, w okolicach Kilimandżaro). Ponieważ jednak nie wiedzie im się zbyt dostatnie, szukają wszelkich możliwości na zarobek, co umożliwia im kontakt z turystami. Z tego względu przyjeżdżają poza sezonami deszczowymi i na Zanzibar, i są bardzo widoczni na plażach oraz wszelkich turystycznych miejscach. Trzeba przyznać, że są dość natarczywi (z resztą miejscowi również), zwłaszcza w stosunku do nowo przybyłych turystów i nie ma takiej możliwości, by spokojnie poplażować w samotności na Zanzibarze. Zaraz zjawi się ktoś, kto sprzeda Ci plażowe sukienki, okulary, załatwi Ci wycieczkę, oprowadzi po plaży i płyciznach robiąc przy tym program przyrodniczy o gąbkach i rozgwiazdach. A także bardzo chętnie na koniec zaprowadzi Cię do prowizorycznych sklepików z tradycyjnym, masajskim rękodziełem (sklepików o nazwach Lidl, Biedronka, Tesco itp - wpływ liczby polskich turystów ;).

Trudno się dziwić, że wobec tego stanu rzeczy, jest to bardzo szorstka symbioza między turystą a
Masajem. Większość turystów jest w stosunku do nich niemiła, lub w najlepszym wypadku stara się ich ignorować, co jednak nie jest proste. My postanowiliśmy zmienić front. Od początku postawiliśmy granicę, że niczego od nich nie kupimy. Za to chętnie i wytrwale z nimi rozmawialiśmy (większość radzi sobie nieźle z angielskim, reszta i tak chętnie się przysłuchuje) o ich życiu, sytuacji i o nas. Uczyliśmy ich polskiego (jak spotkacie Masajów śpiewających "Jak się masz kochanie", to nasza sprawka), oni nas kilku słów w Suahili i dawali prywatne występy ich niesamowitego, gardłowego śpiewu i tańca z podskokami. Jednym słowem po kilku dniach mieliśmy lokalnych przyjaciół. Szybko skończyło się nagabywanie i choć na prywatność wciąż nie mogliśmy liczyć, to przynajmniej spędzony czas był dość zabawny, pouczający i atrakcyjny. W dzień wyjazdu za to dostaliśmy wszystkie paciorki, których nie kupiliśmy, za darmo. W ramach wymiany towarów oni dostali od nas środki czystości i leki.

Po tygodniu rozmów i nabierania opalenizny, wiele postronnych osób (również lokalnych) myślało, że mieszkamy tu na stałe, skoro mamy takie stosunki z mieszkańcami, no i nie świecimy już bladością ;]

To obcowanie przyniosło nam wiele ciekawostek. Np nigdy nie słyszeli o USG i są w szoku, że można znać płeć dziecka przed narodzinami. Poza tym u Masajów tylko faceci mogą nosić włosy, kobiety są golone na zero. Mężczyźni za to, mając mniej więcej 20 lat, mają wybijane zęby - dolne jedynki. Ot taki obyczaj.

Są też i minusy zawartych znajomości, które ujawniają się po czasie jakimś od powrotu. Teraz Ci "przyjaciele" odzywają się na fb i what's-up'ie z prośbami o pomoc. Oczywiście pieniężną...

Waluta
Na wyspie, jak i w Tanzanii obowiązującą walutą jest Szyling Tanzański, choć spokojnie posługiwać można się również dolarami. Zwłaszcza niskimi nominałami (czasem dostaje się również resztę w USD) i zwłaszcza będąc turystą.

1PLN = 550 TZS, 1USD = 2 200TZS, 1Euro = 2 500TZS

Należy bardzo uważać przy wymianie większej ilości gotówki na walutę lokalną. W kantorach liczą na to, że turyście trudno jest się doliczyć w nowej walucie (i jej ogromnych wartościach) ile powinien otrzymać. Na lotnisku w kantorze początkowo wypłacili mi zbyt mało i dopiero gdy nie odszedłem, tylko po przeliczeniu tego co dostałem, i umieszczeniu oczekiwań w spojrzeniu, otrzymałem resztę bez nawet słowa. Gdybym zwyczajnie odszedł od okienka lub nie doliczył się różnicy, dostałbym za mało i na to z pewnością liczono.

Ceny na Zanzibarze potrafią być na prawdę baaaardzo różne. Wiele zależy od tego w jakim miejscu się znajdziecie i jakie możliwości są w okolicy. W lokalnych sklepikach, rzeczy pierwszej potrzeby mogą być w bardzo przystępnych cenach, np. duża butelka wody za 0,5$. Jednak ceny w hotelach (jedzenia, wycieczek, dodatkowych aktywności) i niektórych restauracjach są bardzo wysokie, powodując, że budżet naszych wakacji może szybko przerosnąć wstępne oczekiwania, i znaleźć się na poziomie wakacji w teoretycznie dużo droższych destynacjach, jak Malediwy. Zatem jeżeli Twój hotel ma być oddalony od miejsca zamieszkania lokalsów, rozważ, czy nie lepiej zdecydować się na opcję all-inclusive, by nie zostać zmuszonym do płacenia za obiad np 50$ i więcej. Jeżeli Twój hotel lub hostel jest w granicach jakiegoś miasteczka, spróbuj upewnić się na google maps, czy Trip Advisorze, że jest w pobliżu jakaś dobra i tańsza restauracja. Da się dobrze i smacznie zjeść płacąc w granicach 10-15$ za posiłek
(czasem nawet 8$). Podobnie z wycieczkami, znajdując lokalnego kierowcę i targując z nim mocno ceny, można zrobić niemal wszystko za ponad 50% taniej...

Pogoda
Można czasem spotkać w internecie bajecznie tanie wyjazdy all-inclusive na Zanzibar (między 1800-2400zł). Jest to prawdopodobnie znak, że na wyspie twa właśnie pora deszczowa :) Niestety nie ma na świecie miejsc, gdzie pogoda zawsze jest rajska. Na Zanzibarze pora deszczowa występuje nawet dwa razy do roku. Dłuższa i bardziej intensywna trwa od kwietnia do początków czerwca, druga dużo mniej intensywna w październiku i ewentualnie przez część listopada.
Temperatura delikatnie wyższa jest podczas naszej zimy (tam lato), ale cały rok oscyluje w okolicach 29-34 stopni.

Pływy i plaże
Pływy oceaniczne są na Zanzibarze tak mocno dostrzegalne (zwłaszcza w porze pełni księżyca i zwłaszcza na wschodnim wybrzeżu), że właściwie turysta zupełnie przedefiniować musi swoje wyobrażenia o wyglądzie plaży. I nie traktujcie tego jak żartu! Plaża na Zanzibarze w skrajnych przypadkach wygląda zupełnie niewyobrażalnie, jeśli wcześniej nie miałeś do czynienia z takimi pływami. Przy odpływie czeka Cię do przejścia setki metrów, a nawet kilometr pustynnej płycizny usianej jeżowcami, by dotrzeć do faktycznej części oceanu. Możesz wtedy obserwować uwięzione na mieliźnie łodzie rybackie i liczne poletka alg, przywiązywanych przez miejscowe kobiety do wbijanych na płyciznach kołków ze sznurkami. Natomiast gdy nadchodzi przypływ, w wielu miejscach nie ma nawet plaży, której nie zalewałaby woda. Tam gdzie jest już kawałek piasku, ganiają się kraby.

W czasie poza pełnią widoki są mniej skrajne, wciąż jednak "plażowanie" nie będzie takie, jakiego
doświadczałeś dotychczas.

Malaria
Była to kwestia najistotniejsza dlaczego zdecydowaliśmy się w tym momencie akurat na ten kierunek. Wyobraźcie sobie, że mimo bardzo intensywnego występowania najgroźniejszych odmian Malarii i najwyższej zachorowalności w Afryce centralno-wschodniej (zwłaszcza w pobliskiej Kenii, ale i Tanzanii), Zanzibar jest całkowicie wolny od tej epidemii! Jakiś czas temu, amerykańskie wojsko spryskało chemikaliami każdy metr kwadratowy wyspy, każdy stojący zbiornik wodny i każde domostwo. Były instalowanie siatki z chemią w domach i okazuje się, że walka z Malarią jest niemal w 100% możliwa. Mimo protestów rolników, że będzie miało to wpływ na zbiory, zostało to zrobione i dziś zachorowań na Malarię nie obserwuje się już od kilku lat. Właściwie przez cały pobyt widzieliśmy może 2 komary, mimo, że wszechobecne są jeszcze siatki na oknach oraz moskitiery nad łóżkami, jakby wciąż było się przed czym chronić. Pytanie ile przy okazji innych owadów zostało wytrutych, bo rzeczywiście nie lata ich tu zbyt wiele. Ale wygrało chyba jednak dobro wyższe...
Gratulacje i wypada jedynie żałować, że nikt nie ma w tym interesu, by zrobić podobną akcję w innych, biednych regionach świata, gdzie Malaria szaleje w najlepsze.

Zwiedzanie zorganizowane
Już na lotnisku w Warszawie turyści otrzymują ulotkę informacyjną o zorganizowanych wycieczkach z Laurą, Polką, która mieszka na stałe na wyspie. Jej plany wycieczek są sztywne i sporo droższe od tego, co możecie sobie na miejscu zorganizować sami. Jednak jest to jakieś rozwiązanie, zwłaszcza dla osób trochę starszych, którzy może wolą zwiedzanie w języku rodzimym, w grupie rodaków i z większym komfortem. Laura oferuje również pokoje w swojej willi.

Drugą opcją dla przywiązanych do zwiedzania "po polsku", nawet bardziej interesującą, jest Deo. Lokalny mieszkaniec Zanzibaru, który świetnie nauczył się naszego języka, ponoć od polskich budowlańców, gdy z nimi pracował. Teraz korzysta z nabytej umiejętności i oprowadza naszych rodaków podobnie jak Laura. Nazywa sam siebie Polskim Murzynem i często chodzi w koszulce z napisem "Sory, taki mamy klimat". Można znaleźć do niego kontakt na fb

A tu historia jak Deo nauczył się polskiego...

Na koniec kontakt do lokalnego kierowcy (Muda), z którym można negocjować dobre ceny wycieczek. Jego angielski nie powala, ale można pisać na What's-up'ie: +255 713 713 129.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuba - zakończenie

Kathmandu

Machu Picchu