Bodhgaya

Pisanie Wam po raz kolejny, że gdzieś jest niesamowita energia, nie ma chyba już sensu, więc nie będę tego robić. ;)
Medytując pod drzewem Bodhi, nóż mi się w kieszeni otworzył, gdy pomyślałem, że kilka miesięcy temu jakiś muzułmanin chciał wysadzić to piękne miejsce w powietrze. Nikt mógł już go w takiej postaci nie zobaczyć... Tyle tam szkół, klasztorów, różnych mnichów, stup. Mógłbym już stąd nie wyjeżdżać.
Dużo się dzieje, dużo zwiedzania i nawet chodzenia po górach. Wczoraj na wzgórzu Dakiń był nawet mały bouldering w piaskowcu :)  Dziś wizyta u Beru Kientse. Ten człowiek to prawdziwa kula radości, dosłownie.


Czerwona Dakini igrała w świetle stupy.

Generalnie często dla miejscowych, zwłaszcza w małych miasteczkach i wsiach, jesteśmy atrakcją. Robią nam zdjęcia i kręcą filmy. W jednej z wycieczek natrafiliśmy na protest zamykający nam drogę przejazdu. Mało nie doszło do przepychanek między nami, a całą wioską. Na szczęście nas puścili kompromisowo inną drogą, gdzie chyba białego, to nigdy nie było. Przynajmniej w takich miejscach nie ma żebrania, ludzie tego nie znają. W turystycznych ciężko się od tego opędzić. Ale wszędzie jest bardzo kolorowo i w zasadzie przyjaźnie.
Upał coraz większy i dokuczliwy. Uciekamy przed nim do Nepalu za kilka dni.

Komentarze

  1. Czytając Twoje wpisy w jakimś sensie ta energia udziela się też nam tutaj - we Wrocku:) ... a ten tusz o którym rozmawialiśmy to "Khol Kajal".
    Pozdro Bracie:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kuba - zakończenie

Kathmandu

Machu Picchu