Iguazu


W dzisiejszym odcinku temat na czasie - nielegalni imigranci w Brazylii. A my w roli głównej ;) Przejazd przez granicę Paragwaju z Brazylią jest tak prosty, że aż niezauważalny. Kierowca lokalnego autobusu, podobnie jak setki innych samochodów w ogóle nie zatrzymuje się na granicy. Miejscowi, z powodu unii, ignorują kontrolę dokumentów i choć za przyzwoleniem władz, to wciąż nie wydaje mi się, by zgodnie z prawem. I w ten sposób również i my zostaliśmy przeszmuglowani przez granicę. (Strach pomyśleć co jeszcze.) Trzeba było odkręcić później całą sytuację, choć nie było z tym problemu i nikogo nie dziwiło, że nawet dwoje Europejczyków przechodzi pieszo przez granicę, by najpierw zebrać pieczątkę po przeciwnej stronie.

Tak dotarliśmy do Foz do Iguaçu, czyli brazylijskiej strony największych wodospadów świata - Iguazu. Miejsce nazywane jest też Tres Fronteras, czyli trzy granice, bo spotykają się tu Brazylia, Paragwaj i Argentyna. Wodospady jednak dzielą tylko Brazylię i Argentynę. Nie śpieszymy się już nigdzie, więc spędziliśmy tu aż 5 dni, wybierając sobie który dzień jest wystarczająco ładny, by coś oglądać, a który spędzamy leniwie...

Początkowo wszyscy napotkani turyści mówili nam, by przede wszystkim zobaczyć argentyńską stronę wodospadów, bo jest wieksza i ładniejsza. Od tego więc zaczęliśmy. Przekroczenie granicy znów było ciekawe, bo kierowca autobusu twierdził, że nie potrzebujemy pieczątki wyjazdowej z Brazylii, wystarczy kontrola na argentyńskiej stronie. I rzeczywiście nikogo nie zdziwiło w urzędzie, że nie wyjechaliśmy z jednego kraju, a wjeżdżamy do kolejnego i później w ten sam sposób wracamy. Cóż, przynajmniej było szybciej :)

Wodospady są rzeczywiście ogromne i przepiękne. Kłęby wody spadają z taką mocą, że aż odbijają się z powrotem i jako bryza chlapią turystów, oraz tworzą tęcze. W takich okolicznościach przyrody, na jednym z bardziej oddalonych tarasów zadałem Kasi pytanie o resztę naszego życia. Zaskoczona i wzruszona powiedziała"tak" :D

Argentyńska strona jest tak duża, że wyznaczone trzy trasy spacerowe są skomunikowane miedzy sobą pociągami. I potrzebny jest cały dzień by wszystko obejść, nawet jeśli nie korzysta się z dodatkowych atrakcji. Po parku grasują małe, charakterystyczne miśki (ostronosy) z długimi ogonami, żebrające o jedzenie. Mogą mocno pogryźć, gdy ktoś się z nimi drażni i próbuje odebrać jedzenie, które i tak już ukradły, choć wyglądają niegroźnie, jak maskotki. Gdy się bawią, urokliwe stworzonka. Oczywiście Kaś najchętniej wszystkie zabrałaby do domu. ;) Wrażenia o miejscu psują nieco jedynie ceny wody i okropnego jedzenia. Lepiej byłoby mieć własne.

Zastanawialiśmy się później, czy zdecydować się na oglądanie drugiej strony, skoro już widzieliśmy większą. Mówiono nam jednak, że różnią się od siebie i warto zobaczyć obie. Rzeczywiście brazylijska strona jest malutka w porównaniu z argentyńską, 3h wystarczają do obejścia całości. Ale trasa spacerowa przebiega bardzo blisko największych wodospadów i na kilku ich poziomach. Jest się na prawdę mokrym w trakcie, ale mnie właściwie ta strona podobała się jeszcze bardziej. Panoramiczny widok na wszystkie wodospady i bliskość największych mnie przekonały, więc bardzo się cieszymy, że zobaczyliśmy i tę stronę.

W pobliżu tych wodospadów znajduje się park ptaków, gdzie można wchodzić do ogromnych klatek z papugami, tukanami i setkami innych gatunków. Zwłaszcza w jednej spędziliśmy bardzo dużo czasu - z motylami i kolibrami. Dosłownie polowaliśmy z aparatem na te małe i diabelnie szybkie bestie. Warto było. Całe miejsce jako dopełnienie dnia do brazylijskiej strony wodospadów jest super. Choć my zrobiliśmy to w dwa osobne dni. I tu przynajmniej nie przesadzają z cenami...

Klimat jest dość trudny. Może nie ma nawet tak wielkich temperatur. Nie więcej niż 30° :P Za to wilgotność jest tak ogromna, że leje się z człowieka w każdym momencie i podczas każdej czynności. Klima zbawieniem...

Generalnie w miasteczku już niewiele więcej można robić, nawet trudno o przyjemny spacer. Zobaczyć można jeszcze wielką tamę, która generuje 90% energii potrzebnej dla Paragwaju i 19% dla Brazylii (która jest przecież wielkości Europy!). Ale jako, że pogoda nam się popsuła, czas ruszać dalej. Rio - nadchodzimy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuba - zakończenie

Kathmandu

Machu Picchu