Karnawał w Rio

Free walking tour to fantastyczna idea dla turysty. Już w Cusco nam się podobało, a równie dobrze było w Rio. Obejrzeliśmy całe centrum i część Lapy (dzielnicy uważanej za najbardziej kulturalną, bohemę), słuchając o ciekawej stronie historii Brazylii oraz obecnych problemach. Uwagę przyciągały zwłaszcza budynek teatru i kolorowe, najsłynniejsze w całym kraju, schody Ladeira Selaron (od imienia chillijskiego artysty Jorge'a, za którym też kryje się ciekawa i tragiczna historia).

Resztę dnia spacerowaliśmy jeszcze samodzielnie po centrum, ale nie odkryliśmy już nic więcej ponad to. Dopiero wieczorem Lapa ożyła ze swoją muzyczno-imprezową stroną, co było, w reszcie, iście latynoskim obrazkiem. Koncerty na żywo, muzyka na ulicach, nawet bezdomni grający na czym popadnie... I te wyrastające jak grzyby po deszczu (a tego niestety nie brakowało) budki z fastfoodem i nieprzyzwoicie tanią caipirinią :D Wreszcie, to pierwszy kraj, gdzie poczuliśmy ten słynny klimat, że latynosi=muzyka (choć ewidentnie musimy się skierować kiedyś na Karaiby, by doświadczyć tego na prawdę).

Przyszedł też czas na to, co najsłynniejsze w Rio i po co każdy marzy, by tu przyjechać - karnawałowe parady :) Do głównego karnawału pozostało jeszcze trochę czasu, ale parady już się odbywają, a wszystkie szkoły samby ćwiczą mocno, by przygotować się do głównych występów. Możliwe jest więc obejrzeć ich pokazowe próby na słynnym sambodromie, co oczywiście stanowiło gwóźdź programu. Cóż, właściwie tak z estetycznego punktu widzenia trudno nazwać te przedstawienia "ładnymi", ale nie można sobie tego doświadczenia przecież odmówić, to wielkie przeżycie.

Każda szkoła zaczyna swój pochód od grupy prezentującej pewną choreografię, nawet fabułę, czy historyjkę. Później nadchodzą kolejne grupy tancerzy w różnym wieku (również seniorzy i dzieci), a na przodzie niektórych występują niby najlepsi lub najbardziej reprezentatywni, choć trzeba przyznać, że większość z nich akurat rusza się najmniej, a jedynie przechadzają się majestatycznie w najbardziej odważnych strojach. Pod koniec idzie duża orkiestra grająca na trąbkach, bębnach i bębenkach oraz śpiewacy.

Oczywiście fakt, że sambę uważam za najmniej latynoski i ładny taniec, to mój prywatny gust. Ale każdy przyzna, że ich stroje są bardzo kiczowate, a wygląd i mało ekspresyjny sposób poruszania się największych "mistrzów" nieco rozczarowujący. Wiele z tancerek z powodzeniem pomylić można z transwestytami, ponieważ od lat przyjmują testosteron, by być wyższe, większe, mieć bardziej umięśnione i silniejsze nogi. W niektórych przypadkach wygląda to bardzo osobliwie. Jednocześnie całe wydarzenie jest wielkim świętem, a ludzie na trybunach sami tworzą tak barwną i rozbawioną masę, że to absolutny must see w Rio. Wśród widowni nie brakuje również świetnych tancerzy, również dzieci, którzy ruszają się wprost niesamowicie i często bardziej widowiskowo niż sami występujący...

Kolejnego dnia urządziliśmy sobie ogromny spacer po miescie i wzdłuż wybrzeża przez kilka słynnych dzielnic, jak Botafogo i Flamengo. Ładne plaże i imponujące zaplecze sportowe, jak ścieżki rowerowe, do biegania oraz miejskie siłownie. Jednocześnie lepsze dzielnice mieszkalne, z wieżowcami i otoczone parkami. Generalnie już po tych kilku dniach możemy powiedzieć, że poznaliśmy centrum i poruszamy się swobodnie komunikacją po mieście, a nawet pieszo na "nos" po całkiem dużej części Rio.

Brazylia jako ostatni kraj na świecie zniósł niewolnictwo i stało się to zaledwie ok. 120 lat temu. I nie dlatego, że takie były ruchy postępowe w kraju, ale dlatego, że cesarz Brazylii mocno uzależniony był od królestwa Wielkiej Brytanii, z pomocą którego Brazylia uzyskała niezależność od Portugalii. Wielka Brytania naciskała by niewolnictwo zostało zniesione i w końcu cesarz nie miał już wyjścia. To spotkało się jednak z ogromną złością właścicieli ziemskich, fabryk oraz kopalni, którzy stracili tanią (darmową) siłę roboczą i to doprowadziło do rewolucji, która obaliła monarchię. W ten sposób jeden przewrót pociągnął za sobą kolejny. A co z niewolnikami? Pochodzili z portugalskich kolonii afrykańskich i od kilku pokoleń żyli jako niewolnicy w nowym świecie. Nie mieli dokąd pójść w nowych realiach, zaczęli więc budować nowe dzielnice na obrzeżach ówczesnych dużych miast - zwane favele. Te owiane sławą miejsca, błędnie obecnie porównuje się do slumsów. Owszem, standard życia w nich jest niższy, niż przeciętnie w innych dzielnicach. Jednak mieszkają w nich obecnie ludzie ze średniej klasy, mający pracę, wykształcenie, a dobra lokalizacja niektórych z faveli sprawia, że są to atrakcyjne dzielnice mieszkalne. Całkiem również bezpieczne, z dużą ilością patroli policyjnych, a nawet organizowane są po nich (nie najtańsze) wycieczki.

Niektórzy nazywają favele sercem Brazylii, więc mimo obaw wynikających ze stereotypów, o których słyszeliśmy, bardzo chcieliśmy zobaczyć te miejsca na własne oczy. Wybraliśmy się więc do dzielnicy Favela do Vidigal na poludniu Rio. Po mocno górzystej dzielnicy, jako transport publiczny, jeżdżą busiki - transportery T1, które wprost ubóstwiamy. A jeździ ich w Brazylii i całej Ameryce Pd. mnóstwo! Spacer był przyjemny i właściwie oprócz standardu zabudowań nic innego nie rzucało się w oczy. Są sklepy, markety, kafejki internetowe, a nawet hostele. Przy tym wszystko bardzo kolorowe i z przyjaznymi ludźmi...

Spacer zakończyliśmy jeszcze w dzielnicy Leblon. A w zwiedzaniu miasta nie mogło zabraknąć wizyty na słynnej Maracanie - największym stadionie świata, arenie wielkich wydarzeń piłkarskich oraz zbliżającej się olimpiady. Trzeba jednak przyznać, że sam stadion i jego otoczenie nie prezentują się jeszcze, jakby były na olimpiadę gotowe... Cóż, tutaj przecież na wszystko jest czas ;) A dla nas, po 8 dniach w tym ogromnym mieście, to czas, by ruszać dalej. Teraz już tylko na południe.

Rio to ogromne miasto, a do zobaczenia i zrobienia jest w nim tyle, że można spędzić tam mnóstwo czasu. Mimo potwornych deszczy zrobiliśmy wszystko, co zaplanowaliśmy, a w kluczowych momentach i tak mieliśmy szczęście i przerwę w opadach. Ostatecznie jak ma gdzieś lać, to w wielkim mieście :) Może to nie był gwóźdź wyjazdu, ale spędziliśmy w Rio świetny czas.

(Niestety straciliśmy aparat ze wszystkimi zdjęciami z Rio, stąd niemal ich brak w dwóch wpisach o Rio.)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuba - zakończenie

Kathmandu

Machu Picchu