Wyprawa po Nowy Rok

Podróż do Asunción na sylwestra była dwuetapowa. Do Resistencji dotarliśmy. Ale wszystko wskazywało, że z niej dalej nie wyjedziemy. Biegałem po całym dworcu pytając o bilety, ale na rano wszystkie były wyprzedane, a na wieczór, co i tak nas w noc sylwestrową nie urządzało, autobusy były odwołane. Masakra! Rozważyć trzeba było wycieczkę do Clorindy, która jest już na samej granicy, choć nie było pewności, że stamtąd będzie coś dalej. Ale choć w tym kierunku miało być tyle autobusów, to jakoś magicznie ich nie było, gdy pytałem u większości operatorów. Szukałem na jak najwcześniejszą godzinę... I gdy już byłem trochę podłamany i mieliśmy już razem z Kasią dokonać ostatecznego wyboru, wtedy magicznie otworzyło się okienko z biletami bezpośrednio do Asunción! :D  Godzina 13:45 wydawała się bardzo późna, ale lepsze to, niż świętować Nowy Rok na jakimś terminalu, czy w nieznanym miasteczku.

Oznaczało to, że dotrzemy na miejsce o 19 i nie wiedzieliśmy, czy będzie to na czas do naszej host koleżanki Andrei. Na SMSa z tą informacją odpisała jednak, że spokojnie, bo przecież impreza nie zacznie się wcześniej niż o 1 w nocy. WTF?!?! Początek sylwestra o 1 po północy?! ;] Otóż... Nie ma w tym tutaj nic dziwnego. Wieczór sylwestrowy spędza się z rodziną, je się kolację i o północy, przy szampanie, składa życzenia oraz wypełnia wynikające z przesądów tradycje, takie jak jedzenie 12 winogron pod stołem, czy spacer przez ulicę z walizką. Spędza się tak jeszcze trochę czasu i dopiero najwcześniej o 2 jedzie się na właściwą imprezę. Czyż to nie wspaniały pomysł na pogodzenie tego czasu między rodzinę i przyjaciół? Do tego wielu amatorom alkoholu w Polsce uratowałoby to traconą przed północą świadomość ;)

Andrea i jej współlokatorka Nadia bardzo ciepło nas przyjęły i okazały się bardzo rozgarniętymi obywatelkami świata. Dużo podróżowały, pracowały we Francji jako nauczycielki i w tym czasie zjeździły niemal całą Europę. Obecnie Andrea pracuje dla telewizji i prowadzi własny program o muzyce i podróżach... Program świetnie się rozwija i podróże zaczynają sięgać coraz dalej, a to chyba nie wszystko, skoro prowadziła ostatnio wywiad z Paris Hilton. Ich mieszkanie, choć trochę zagracone pierdółkami i damskimi bibelotami, jest bardzo przyjemne, przestronne i wygodne. Dostaliśmy na 3 noce sypialnię Andrei z wygodnym, wielkim łóżkiem, klimatyzacją, a nawet ręczniki. To najlepszy "hotel", jaki mieliśmy przez te 7 tygodni. :)

Dowiedzieliśmy się też, że tak na prawdę na couchu napisał do nich wcześniej jakiś Niemiec. Ale wiadomość napisana przez Kasię tak im się spodobała, że jego odrzuciły i wybrały nas :) Porównały też Kasię do brazylijskiej modelki Gisele Bundchen. :) Są strasznie miłe i już obiecały rewizytę we Wro...

Swoją starą, różową Toyotą Yaris (tu nazywa się Vitz, wiele znanych nam marek aut kryje się pod innymi nazwami w Ameryce Pd.) Andrea zabrała nas do swojej rodziny. Jej brat pracował 6 lat dla Emirates jako steward, więc świetnie mówi po angielsku (do tego uwielbia piwo, więc zna i polskie marki), podobnie jak jeszcze kilkoro innych członków rodziny. Wszyscy jednak okazali się niesamowicie mili i gościnni, częstowali czym mogli, wypytywali o wszystko, a nadzwyczaj imprezowa babcia kazała mi dobrze pilnować Kasię ;) Toast "na zdrowie!" przeinaczyli w "más novias", czyli "więcej narzeczonych". Spędziliśmy niesamowity czas.

Sama impreza w klubie, w czasie już drugiej nieprzespanej nocy z rzędu, była trochę męczarnią. Ale żałowalibyśmy gdybyśmy sobie to odpuścili i nie zobaczyli jak to wygląda. Cóż. Klub jak klub, w dużej części na świeżym powietrzu, bo po co dach w najgorętszej stolicy świata (rekord temperatury padł tu kilka lat temu)? Muzyka kiepska, raczej wpadającą w techno i na próżno było czekać na latynoską salsę itp. Ale staraliśmy się bawić najlepiej jak mogliśmy i dopiero o 4:30 znaleźliśmy się w łóżku.

Zabawna była świadomość, że już o 20 lokalnego czasu, nasze rodziny i znajomi w Polsce świętują Nowy Rok. Jednak trochę zbyt dużo się działo i w zbyt dużym pośpiechu byliśmy, by więcej o tym myśleć i nawet odpowiedzieć na tych kilka wiadomości z życzeniami. (Biję się w tym miejscu w pierś i życzę wszystkim, którzy o nas pamiętali szczęśliwego Nowego Roku!)

Ogromnym upałom (30-40°) towarzyszą tutaj potężne burze z niewyobrażalnie ulewnymi deszczami. W Resistencji czekając na autobus obserwowaliśmy jak żywioł przez 1,5h wyżywa się na wątłym dachu terminalu, który w wielu miejscach nie dawał oporu, a w pewnym momencie pozbawił go również elektryczności. I mimo, że to nic wielkiego normalnie, to problem polega na tym, że w tym  roku deszcze zamiast zacząć się pod koniec grudnia, zaczęły się 1,5 miesiąca wcześniej z ogromną intensywnością zalewając duże obszary Paragwaju i zmuszając wielu mieszkańców Asunción do ewakuacji. Nam mimo wszystko pogoda sprzyja nadal. Ulewy doświadczyliśmy jedynie w dzień przyjazdu i to w taksówce oraz przy wysiadaniu z niej. Reszta imprezowego wieczoru na szczęście suchą stopą, jak i pozostałe dni.

A te spędziliśmy wraz z dziewczynami będąc przez nie obwożeni po najciekawszych miejscach miasta (spotkaliśmy nawet bezdomnego Polaka) i punktach z najlepszym jedzeniem. Lokalnym, wegetariańskim oraz azjatyckim. Wszystko nam smakowało najbardziej od dłuższego czasu. I to są właśnie plusy korzystania z couchsurfingu, gdy dzięki lokalnym nie zastanawiasz się gdzie pójść i co warto spróbować...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuba - zakończenie

Kathmandu

Machu Picchu