Boliwia


Boliwia jest krajem pełnym sprzeczności. Z jednej strony nie wpuszczają do siebie wielkich koncernów chroniąc rodzimy biznes (nie ma tu np McDonalds, Pizza Hut, czy Starbucks, za to są Burger King i Coca-Cola). Z drugiej strony kierują się raczej powódkami komunistycznymi (władza raczej w tę stronę patrzy) i nie jest łatwo prowadzić interesy nikomu. Niby są pro rodzinni. Kobiety przez całą ciążę otrzymują od rządu zdrową żywność i rok po porodzie mleko i potrzebne rzeczy dla dziecka. Ale równocześnie w ciążę zachodzą 13-15latki i to jest tutaj normalne, brakuje edukacji i właściwego prawa. Pobierane są, w sumie nielegalnie, podatki za wjazd do niektórych miast, czy nawet wyjazd z kraju przez granicę do Chile(!). Podczas gdy prawdopodobnie niemal cały handel jaki się odbywa na ulicach nie jest wcale opodatkowany... Można by tak jeszcze wymieniać.

Wi-Fi jest niby standardem, ale często bardzo wolne, udostępnione z telefonu i zawodne. Ciepła woda raczej jest, do tego w odróżnieniu od Peru odchodzi się od ogrzewania elektrycznego w kierunku gazowych junkersów zasilanych butlami. Z bankomatami mogą być problemy, a bez hiszpańskiego byłoby niemożliwe załatwienie wielu spraw.

Waluta jest słabsza od peruwiańskiej o połowę, zatem 1 Boliviano = 0,60zł. I z tego powodu słyszeliśmy wcześniej, że Boliwia to najtańszy kraj Ameryki, o połowę tańszy niż Peru. Nie wiem gdzie ci ludzie byli, ale na pewno nie w tej samej Boliwii. Generalnie tendencja jest by wszelkie ceny wyrównać do peruwiańskich. Dodatkowo w turystycznych miejscach turystę traktuje się jak dojną krowę i wyciska się z niego maksimum, żądając wysokich cen za na prawdę czasem bardzo niskiej jakości serwis. Btw, w restauracjach potrafią sami doliczyć sobie napiwek. Wstęp do parków narodowych jest drogi i nigdy nie wliczony w koszt wykupionej wycieczki. Najgorsze jest to, że najczęściej poza La Paz, nie ma nawet mowy o targowaniu się. Akceptujesz ich cenę lub nie. I nie ważne, że czasem chcesz zapłacić im nieco więcej za pokój, który i tak stoi pusty i nie zarabia, ale nie zejdą z jego pierwotnej ceny. Choć wydaje mi się, że czasem wynika to z ich słabej umiejętności liczenia.

Ludzie natomiast, poza La Paz i Pampas, to bardzo zimni i zamknięci w sobie górale. Pierwszy kontakt z nimi w Copacabanie i właściwie ostatni w Uyuni był szokiem. Ma się wrażenie, że traktują Cię z ignorancją i jakby na niczym im nie zależało. Po udzieleniu Ci informacji, jeszcze przed Twoim podziękowaniem i wyjściem, potrafią obrócić się do Ciebie plecami i włączyć TV... Są zimni i wydają się mało przyjaźni, w zupełnej opozycji do  większości Latynosów.

Co rzuca się też bardzo w oczy, to upodobanie  telenowel. Są wszechobecne, telewizory są włączone na okrągło.

Rośnie u nich kawa, którą pija cały świat. A jednocześnie nie mają bladego pojęcia jak ją przygotować. Każda jej próba, to wielki zawód. Tak samo sprawa ma się z tutejszym kakao, a więc i czekoladą. Jedyne zjadliwe słodycze są importowane, a więc drogie. Oraz z sokami owocowymi - zawsze dodają do nich dużo wody, psując smak.
Bez logiki wydaje się też sprawdzanie przez nich biletów. Możesz jechać autobusem 12h, ale bilet sprawdzą Ci w ostatnich 15minutach. A bilet do parku narodowego, sprawdzą przy wyjeździe z niego :)

Ale przyjechaliśmy do tego kraju po naturę i to dostaliśmy w opakowaniu pierwszej klasy! Teraz czas na zmianę klimatu, czego już wyczekujemy z utęsknieniem. Koniec z wysokościami, chorobami z tym związanymi, z chłodem i mamy nadzieję, że niedługo również z pyłem, smarkaniem krwią i pustynnymi widokami... :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuba - zakończenie

Kathmandu

Machu Picchu