HA HA

Pomyślałem, że najlepsze sylaby ze stu, to: `ha ha`.

Zostawiamy z żalem wygodną trawę pod drzewem Bodhi w Bodhgaya i wyruszamy dalej. Wyjeżdżając z tego magicznego miejsca czułem smutek. Ale kierunek Nepalu to było moje marzenie od dziecka, więc też wydawał się podniecający. W drodze spędziliśmy aż 35h, z tego nasz kierowca spał nie więcej niż 4-5h. Po drodze odwiedzone miejsca śmierci (Kushinagar) i narodzin (Lumbini) Buddy. Granica nepalska była dokładnie taka, jak sobie wyobrażałem - trochę jak z westernu lub u peruwiańskich górali ;)


Samo Kathmandu na początku mnie nie przekonało. Dużo smogu i pyłu, rozwiewanego przez wiatr. Ciężko bez maseczki się tu poruszać. Ale ludzie są milsi i przyjaźniejsi niż w Indiach.
Stupa Swayambu i wszystko dookoła, to trochę zatłoczone, ale bardzo ważne dla nas miejsca. Chodziłem tam momentami jak zamroczony. Co odbijało się nawet na moim samopoczuciu. Ale dziś był piękny dzień. W mniejszej grupie i z zakupowym szaleństwem, ale bardzo zabawnie. Tego potrzebowałem.


Pomyślałem też, że można jeszcze wrócić kiedyś do Nepalu, ze zgranymi przyjaciółmi na jakiś większy treking, czy nawet wspin. Czuję jakby Himalaje były w ogóle kolebką tych klimatów. Himalaya, czyli po tybetańsku magazyn śniegu.

Już za niecały tydzień zostaję tu sam i już klaruję plany na ten czas. Choć zaczyna mi chodzić po głowie, by wrócić do Bodhgaya. Już tęsknię za tym miejscem... ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kuba - zakończenie

Kathmandu

Machu Picchu